26.11.2015

ROZDZIAŁ 57

DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ


*VIOLETTA*
- Kurwa!- piszczę i wpadam na Leona idącego tuż za mną, depcząc mu stopę swoją szpilką na co on cicho miauczy.
Patrzę się na rozgrywająca scenę przez dłuższą chwilę wciąż trzymana przez Leona.
- Kochanie, ja wiem, że dużo wytrzymam ale bez przesady- syczy mi do ucha. Budzę się z otępienia i odskakuję.
- Jezu, Leon, przepraszam!!!
- Dam radę.- rzuca mi półuśmiech.
Dorośli ogarniają się i wstają z kanapy,jednak na to nie zważam. Skupiam się na Leonie.
- Leon, siadaj, idę po lód! Boże, co będzie jak ty nie będziesz mógł tańczyć...O Jezu- nakręcam się i ruszam w stronę kuchni jednak Leon łapie mnie za nadgarstek i przyciąga do siebie.
- Pójdziemy do mnie, sądzę,że dorośli potrzebują chwili prywatności- patrzy podejrzliwie na tatę i Angie.
- Ale ja prowadzę- zastrzegam. Przewraca oczami i niechętnie kiwa głową.


- Pamiętasz ten moment?- pytam się go zapłakana. Ten moment gdy wracaliśmy z najlepszej randki pod słońcem. 
- Jak mógłbym zapomnieć- patrzy się na swoje stopy.
- Skarbie, bardzo Cię przepraszam za tamto.- łapię go za rękę.
- Viola, przecież nic się nie stało i już mnie przepraszałaś.- ściska moją dłoń.
- Ale mi głupio.
- Oj tam- całuje moją dłoń. Uśmiecham się słabo.- No i co dalej?
- Angie jest moją mamą.- szepczę załamana. Leon przytula mnie mocno. Czeka na cześć dalszą.- To...było kłamstwo, że moja mama umarła. Angie po prostu uciekła bo się bała. Zmieniła się więc ojciec jej nie poznał gdy przyjechała "jako nauczycielka". A ona po 17 latach sobie przypomniała, że ma córkę!- zaczynam szlochać. Leon przyciąga mnie do siebie jeszcze bliżej i całuje w czoło.
Nagle ktoś puka do drzwi, przerywając ten moment.
- Otworzę- Leon mnie puszcza.
- Nie- powstrzymuje go- Nie puszczaj mnie.
Leon bierze mnie na ręce i idzie do drzwi. Wygląda to jakbym była małym dzieckiem. Ale nie zważam na to. Jego dotyk jest taki kojący. A ten zapach...
 Za drzwiami stoi Angie.
- Zamknij je- syczę.
- Violu...- zaczyna kobieta.
- Nie nazywaj mnie tak.- przerywam jej. Nie chce tego słuchać.
- Violetta...- próbuje ponownie.
- Nie!- chowam swoją twarz w koszuli Leona.
- Angie, sądzę że to nieodpowiedni moment na rozmowę- mówi chłodno Leon. Zamyka drzwi i idzie do kuchni. Sadza mnie na blacie jednak ja wciąż nie chce go puścić.
- Violuś, puść mnie.- szepcze mi do ucha. Jego oddech przyjemnie łaskocze moje ucho. Niechętnie go puszczam a on się uśmiecha.
- Zbyt się narzucam co?- mówię, skubiąc rowek mojej spódniczki. Szatyn podchodzi do mnie i łapie mnie za ręce.
- Viola, skądże!- rzuca zaniepokojony.- Wiesz, że Cię uwielbiam i zawsze będę cię wspierać.
- Jestem chyba uzależniona od twojego dotyku.- mruczę zarumieniona.
- A ja jestem uzależniony od ciebie.- mruczy seksownie. Całuję jego malinowe usta.
- Kocham Cię.- szepczę i wtulam się w niego.


*FRANCESCA*
- Fran...- słyszę Broadwaya i automatycznie się uśmiecham, Siada koło mnie na ławce.- Nie miałabyś ochoty na spacer?
- Jasne- uśmiecham się. Chłopak wstaje i podaje mi rękę, którą ochoczo chwytam.
Idziemy już jakieś 20 minut. Podziwiamy otaczającą nas naturę i wymieniamy uśmiechy. Po chwili Broadway znika i wraca z kwiatkiem w dłoni.
- Proszę bardzo- wręcza mi go a ja się rumienię.
- Dziękuję- mruczę.- Z jakiej to okazji?
- Właściwie to...Francesca...-użył mojego pełnego imienia, coś się szykuje- bo...
Decyduję się złapać go za rękę.
- Tak?- łagodnie zachęcam go do wyznania.
- Ten dzień kiedy zaprosiłem Cię na kurs salsy...nie bez powodu wybrałem Ciebie...świetnie tańczysz...gdy patrzyłem na Ciebie jak ćwiczysz i wirujesz po sali...z każdą chwilą zakochiwałem się w Tobie coraz bardziej i....jezu...FRANCESCA ZAKOCHAŁEM SIĘ W TOBIE!- wypala a na moją twarz wskakuje wielki uśmiech. Rzucam mu się na szyję.
- To znaczy, że...- zaczyna speszony gdy się odsuwam.
- Broadway ja też się w tobie zakochałam. Ćwiczyłam najciężej jak mogłam żeby źle przed tobą nie wypaść...chciałam, żebyś zwrócił na mnie uwagę.- mruczę, spuszczając głowę.
Chłopak podnosi mój podbródek i patrzy mi głęboko w oczy.
- Nie musiałaś. Już dawno zwróciłem na Ciebie uwagę. - mówi dosyć seksownym głosem. Szczerzę się jak głupia. Chłopak przybliża się do mnie. Powtarzam jego ruch.
Złączamy usta w pocałunku.


*CAMILA*
Zraniłam go czy nie? Na pewno weszłam na zakazany teren.
Postanowiłam przeprosić Diego. Ryzykowne ale...nie chce żyć z przeczuciem, że sprawiłam mu ból.
Stoję pod jego drzwiami. Musiałam go śledzić, żeby tutaj dotrzeć.
Biorę głęboki wdech i pukam do drzwi.
- Kogo nie...- zaczyna ale nie kończy brunet widząc mnie za drzwiami.
- Cześć- mówię bawiąc się palcami.
- Co ty tu robisz?!- pyta opryskliwie, po czym patrzy za siebie i wraca wzrokiem do mnie.
- Ja...chciałam przeprosić.- dukam. Jego brwi podjeżdżają do góry. Spuszczam wzrok na swoje buty, inaczej nic bym nie powiedziała.- Wtedy w parku gdy powiedziałam te słowa...tak strasznie się wkurzyłeś i...ja wiem, że weszłam na zakazany teren.....nie chciałam ci sprawić bólu czy coś...Przepraszam. Diego milczy osłupiały. Powracam wzrokiem do niego i widzę coś na kształt...ulgi w jego oczach?
- Pójdę już- mruczę. Jeszcze raz patrzę w jego orzechowe oczy. Po czym nieświadomie całuję go w policzek i szybko odbiegam.
Wpadam na Ludmiłę. Cholera jasna.
- Patrz jak łazisz wiewióro!
- Przepraszam.
- Byłaś u Diego?
- Słucham?!
- W tej okolicy tylko on mieszka.
- Skąd ty to niby wiesz?!
- Ludmi wie wszystko- syczy.
Odchodzę szybkim krokiem.
Dzwonię do Violetty. Nie odbiera. Leon.
- Leon?- pytam gdy słyszę jego głos w słuchawce.
- Tak, coś się stało?
- Jest u Ciebie Vils?- pytam smutna.
- Tak ale...-słyszę zawahanie w jego głosie. Nie chcą mnie tam.
- Nieważne.- rzucam i już chcę się rozłączyć.
- Nie! Wpadnij do nas.- rzuca Leon.
- Na pewno?
- Jasne.
Chowam telefon do torebki i łapię taksówkę. Tylko Diego może mieszkać na takim odludziu.


*LEON*
Dzwonek do drzwi.
- Otworzę- mówię, gdy Violetta przygotowuje ciasto na babeczki. Przynajmniej to poprawiło jej humor. Przybycie Camili również powinno.
Otwieram drzwi i widzę tam Cami. Rudowłosa całuje mnie w policzek i wchodzi do środka. Coś jest nie tak.
- Cami!- piszczy Viola i ściska przyjaciółkę. Ta prawie w ogóle nie odwzajemnia uścisku.- Camila?
- Cześć Vils- mówi smętnie rudowłosa.
- Co się dzieje?- pyta zaniepokojona moja luba.
- Bo...- zaczyna Cami i spuszcza swój wzrok na beżowe koturny. Otwiera usta by coś powiedzieć ale ktoś dzwoni do drzwi. Viola patrzy się na mnie.
- Zajmę się tym.- mruczę i ruszam do drzwi.  Otwieram je i moje brwi podjeżdżają do góry ze zdziwienia.
Wypuszczam powietrze.
- Jezu, ty znasz mój adres- mówię z irytacją.


*VIOLETTA*
- Cami, co jest?- pytam zaniepokojona moją przyjaciółkę. Na chwilę zapominam o mojej sytuacji.
- Ja...poszłam do niego i go przeprosiłam.- duka.
Przymykam oczy. Diego.
- Zrobił Ci coś? Co ci odpowiedział?- pytam. Powinna się cieszyć a jest smutna.
- Nie...nic nie powiedział ale...
- Już jej powiedziałaś skarbie? Jak było u Diego?- słyszę TEN głos. Patrzę na drzwi i widzę w nich Ludmiłę a za nią zyirytowanego Leona.
- Co ty tu robisz?!- sycze.
- Przyszłam do tej wiewióry, co uciekła przede mną.
- Cofnij to!- warcze na nią.
- Podsłuchiwałaś mnie?!- warczy rudowłosa.
- Skarbie, już ci mówiłam, ja wiem wszystko- piszczy blondynka a we mnie się gotuje. Odwraca swoją głowę do mnie.- Jak tam Angie? Dzisiaj była dosyć nie w sosie jak przyszła do Studio.
- Ty suko!- O mało się na nią nie rzucam. Leon łapie mnie w talii. - Wynoś się!
- Nie do ciebie przyszłam!- warczy na mnie. Przypomina mi się jak Angie na mnie zawarczała i dębieje. Leon przyciąga mnie do siebie. Ludmiła zwraca się do rudowłosej. Nie słucham ich ale kłócą się. Coraz głośniej.
Tak jak ja z Angie rano.
Łzy zaczynają cieknąć po moich polikach.
- Cisza!- nie zwracają na mnie uwagi- CISZA DO CHOLERY!
Ludmiła patrzy na mnie z jadem. Zwracam się do niej.
- Słuchaj no. Nie wiem co tutaj robisz ale wynoś się. Co jest pomiędzy Diego I Camilą to wyłącznie ich sprawa, nie twoja. Nie jesteś pępkiem świata, jasne?! Nie musisz wszystkiego wiedzieć i być w centrum uwagi. Nie wiem jak możesz tak krzywdzić ludzi. Krzywdzisz tym siebie, nie widzisz? Wyjdź z tego domu i odwal się od nas wszystkich!
- Ale Violetta ja jestem...
- Nie obchodzi mnie kim jesteś! Dla mnie jesteś bezduszną osobą, uważająca się za centrum wszechświata, która wtrąca się we wszystko i rani innych! A teraz wyjdź bo mam inne sprawy na głowie niż zajmowanie się tobą!- wrzeszczę. Ludmiła urażona opuszcza pomieszczenie a ja biorę głęboki oddech. I zauważam dziwny swąd.- No i masz, babeczki się spaliły.


*LEON*
Wyłączam piekarnik i otwieram okno. Patrzę na Violette. Stoi smutna i wypompowana. Wyciąga rękę do Camili.
- Rozumiem, że sam Diego nie jest problemem tylko Ludmiła?- rudowłosa kiwa głową.- Nie warto się nią przejmować. Każdy wie jaka jest i nie uwierzy jej. A Diego...nikogo nie słucha. Nic złego się nie powinno stać.
Przytulają się.
- Pójdę już- mruczy rudowłosa. Violetta chce oponować ale ta kręci głową.- Przemyśle to sobie. Nie wiem czy to był dobry pomysł przychodzić tutaj. Przepraszam. Masz pewnie jakiś problem z Angie a ja jeszcze tutaj sprowadziłam Ludmiłę...Przepraszam.
- Camila...nie masz za co. Zadzwonię do ciebie jutro i się spotkamy co?- uśmiecha się lekko szatynka. Przytulają się raz jeszcze.
- Odwiozę Cię- sugeruję a rudowłosa chce oponować.- Jeszcze spotkasz tę żmiję albo Diego. Chodź.- wyciągam do niej rękę. Camila podchodzi a ja obejmuje ją ramieniem i wychodzimy po drodze posyłając Violi buziaka.

28.09.2015

ROZDZIAŁ 56



Nie obiecuję, że regularnie ale będę wstawiać. Skomentujcie czasem.
 Proszę.




*VIOLETTA*
(...)
Jego wzrok kieruje się na mnie. O szlag. Ręka Leona mocniej ściska moją.
- Violetta, pozwolisz?- pyta Mickie.
Patrzę na Leona z miną "pomóż mi". Niezauważalnie skina głową.
Wstaje i staję za keybordem by mieć dobry widok na szatyna o szmaragdowych oczach.
Mickie staje przed instrumentem, tyłem do klasy.
Zaczynamy śpiewać. Patrzę się na Leona. Chociaż pewnie wyglada na to, że śpiewam do Mickie'go. Leon siedzi za nim.
Piosenka jest ładna. Wczuwam się, Leon dodaje mi otuchy. Puszcza mi oczko a ja się uśmiecham. Mickie źle to przyjmuje i odwzajemnia uśmiech. Speszona spuszczam wzrok na klawiaturę. Mickie podchodzi do mnie i staje obok. Po chwili przyjacielsko mnie obejmuje, a ja wiem, że nie robi tego tak jak Maxi czy Broadway. Przypatruję się swoim palcom. Głos zaczyna mi się rozjeżdżać. Nie wchodzę na odpowiedni ton. 
Nagle słyszę jak ktoś szura krzesłem. I wiem kto to.
To Leon daje mi znak spójrz na mnie.
Podnoszę wzrok na mężczyznę mojego życia i zatapiam się w jego oczach.
Kończymy śpiewać gdy dzwoni dzwonek.
- Brawo- mówi nam Angie i wszyscy opuszczają pomieszczenie.
- Dziękuje- szepcze mi Mickie do ucha i całuje mnie w policzek. Sztywnieję. Chłopak opuszcza pomieszczenie a ja wpadam w ramiona Leona.
- Dupek- mruczy. Mocniej się w niego wtulam.
- Dziękuję- szepczę.- Bez ciebie nie dałabym rady.
- Dla ciebie wszystko księżniczko.- całuje mnie  w czoło.


***


*CAMILA*
Siedzę na ławce niedaleko Studio i rozmyślam.
Jestem wściekła na Violettę. Jaka znowu piosenka? Czemu ja nic o niej nie wiem?!
I jeszcze za bardzo lampiłam się na Diego...ależ mnie trafiło. Co ja poradzę, że jest taki przystojny?!
- Podobam Ci się ślicznotko, co nie?- podskakuję na dźwięk jego głosu tuż przy moim uchu. Siada obok tak, że czuję intensywny zapach jego perfum. Ładne.
- Rany- mruczę zażenowana.
- Spoko, wiele dziewczyn na mnie leci.- przewracam oczami- Ale rzadko która okazuje to w taki sposób jak ty.
Rumienię się. Nie.
Spalam się ze wstydu.
- Ale muszę Cię zmartwić. Mam kogo innego na celu.- przymykam oczy. Violetta.
- Daj spokój. Czemu to robisz?- pytam zirytowana.
- Robię co?-pyta a ja ponownie przewracam oczami.
- Niszczysz jej szczęście. Po co?- spoglądam na niego. Milczy. Postanawiam zaryzykować.- To, że ktoś kiedyś zniszczył twoje nie znaczy, że musisz robić to samo.- dodaję cicho.
Gwałtownie odwraca się do mnie. Jego oczy płoną.
- Nic o mnie nie wiesz- syczy po czym odchodzi.
Przymykam oczy. Brawo Camila.


***


Violetta dała mi nuty do piosenki. Nie wiem skąd ją wykombinowała, nie miałyśmy czasu pogadać. Nie miałam siły iść na lekcję Gregorio, gdzie Diego stoi obok mnie w rzędzie. Nie zniosłabym tej bliskości.
Tak więc siedzę w sali obok, licząc, że nauczyciel się nie zorientuje.
Yo no soy un zombi
Yo no soy un robot...
Ja to napisałam? Eh...
- Cami?- podskakuję na dźwięk czyjegoś głosu.
Odwracam się w stronę drzwi i widzę Fran.
- Czemu Cię nie ma?
- Bo....- zaczynam i nie kończę.
- Cami, pogadamy później, ok?
Znika nim zdążę odpowiedzieć. Cóż.


***


- Cami, wszystko ok?- słyszę zatroskaną Violę. 
- Co?- budzę się z zamyślenia.
- W porządku?
- Tak tak- ogarniam pomieszczenie wzrokiem.
- Cami?
- Zastanawiałam się nad piosenką. Naprawdę to napisałam?- patrzę się na nią z niedowierzaniem.
- Tak, lunatykując- śmieje się szatynka. Uśmiecham się.
- Napisałaś melodię?
- Spisałam słowa i dzisiaj rano odtworzyłam tempo twojego śpiewania i coś ułożyłam. A poźniej Leon to podkręcił i jest!- mówi podekscytowana.
- Ale w takim razie to nie moje.- stwierdzam rzeczowo.
- Skądże! Wszystko twoje, tylko z Leonem to przelaliśmy na papier.- puszcza mi oczko.
- Dziękuję- uśmiecham się słabo.
- Camila, co jest? Nie bylo Cię na zajęciach i jesteś taka smutna.
- Bo ja musiałabym stać obok...- nie chcę wypowiadać jego imienia.
- Diego. - robi to za mnie szatynka- Leon mi mówił jak dzisiaj się na niego patrzyłaś.
- Rozmawiałam z nim- szepczę. Oczy Violetty robią się wielkie jak spodki. Opowiadam jej całe zdarzenie.- Boję się, że go skrzywdziłam, bo go to zabolało i...
- Och Cami- przytula mnie szatynka.
- A co z Mickie'm?- pytam dla zmiany tematu.
- Noo...chyba mamy ten duet.- mówi spuszczając wzrok.
- CO?- pytam zaskoczona.
- Nie chcę, żeby sobie robił nadzieję a widać, że nadal mnie lubi. I boję się, że Leon sobie coś ubzdura i...- nakręca się szatynka.
- Viola, spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Leon to rezolutny chłopak.- pocieszam ją.
Szatynka kiwa głową na tak.
- Wiesz co z Fran? Zaczepila mnie dzisiaj podczas lekcji z Gregorio i poszła nie czekając na moją odpowiedź.- ponownie zmieniam temat.
- Chyba tylko Brodway jej w głowie...teraz ćwiczy tą salse jak głupia, żeby dobrze wypaść. A przecież po to jest ten kurs! Ach co ta miłość robi z ludźmi...- chichocze a ja razem z nią. 


W TYM SAMYM CZASIE


*FRANCESCA*
Biodro, biodro, obrót. Biodro, biodro, obrót. 
- Cholera!- piszcze. Nie wychodzi mi totalnie ruch bioder a on w salsie odgrywa najważniejszą rolę. Chce dobrze wypaść przed Brodwayem. 
Próbuję jeszcze raz. I kolejny. I kolejny. KURCZE.
Siadam zrezygnowana na podłodze i patrzę się na odbicie w lustrze.
- Niech mnie ktoś przytuli- miaucze.
- Z chęcią.- słyszę czyjś glos. 
Podnoszę głowę. Brodway stoi w progu. BRODWAY. STOI. W.PROGU. BRODWAY!!!!
- Ummm...ale jak się przytulę to się już nie odkleję.- mrucze zarumieniona. 
- Tym bardziej z wielką chęcią- mówi Brodway ,podchodząc do mnie i podając mi rękę bym wstała. Korzystam z oferty. Rozkłada ramiona.
- Pewien?- pytam. 
- Bardziej niż pewien.- mówi z uśmiechem a ja się w niego wtulam. 


***

*VIOLETTA*
- Violu, na co masz ochotę?- pyta mnie zatroskany Leon. Patrzę się na niego.- Masz minę zbitego psa od zajęć z Angie a ja tego nie chce. Co się dzieje?
- Nic po prostu wciąż to czuję. To jak mnie objął, jak się na mnie patrzył, jak mnie pocałował w policzek...i boję się, że narobił sobie nadziei a Angie jednak wpisze jednak ten duet w scenariusz i...- nakręcam się ale Leon przyciąga mnie do siebie i całuje. Uśmiecham się.- A to co?
- Bardzo przyjemny sposób uspokajania mojej kochanej zwariowanej dziewczyny- mruczy Leon. Chichoczę. - Uwielbiam ten dźwięk.
Policzki zaczynają mnie piec.
- Leon!- piszczę, uderzając go w ramię. Dobrze wie jak sprawić bym się zarumieniła. A ja wyglądam jak burak.
Śmiejemy się. Do sali nagle wpada Mickie. Leon momentalnie splata nasze dłonie razem.
- Viola?- pyta Mickie a ja zwracam ku niemu swoją twarz. Uśmiecha się lekko.- Angie mówi, że mamy ten duet i żebyśmy poćwiczyli. Co powiesz na jutro?
- Może być- odpowiadam smetnie.
- Super- mówi i odchodzi. Patrzę się smutno na Leona. Chłopak bierze moje dłonie w swoje.
- Viola, co mogę dla ciebie zrobić, oprócz zlikwidowania tego gościa?
Jego dotyk.
- Jedyne co możesz zrobić to mnie nie opuszczać. Jeśli mogę się narzucić...
- Violetta!- mówi groźnie uśmiechając się. Głaszczę go po policzku.
- To mam ochotę spędzić resztę popołudnia z tobą a najlepiej w twoich ramionach- mówię po czym szczerze się jak głupia. Odwzajemnia mój uśmiech po czym wstaje i wyciąga do mnie rękę.
- To zapraszam.

3.09.2015

Anioł.

Wrobili go. Po prostu go wrobili.
Morderstwo ze szczególnym okrucieństwem.
Nigdy nie zobaczy już świata.
Co z tego, że w czasie tego zdarzenia był ze mną.
Co z tego, że jest prezesem organizacji pomagającej dzieciom w potrzebie.
Co z tego, że muchy by nie skrzywdził.
Co z tego, że to człowiek anioł.
Teraz to anioł zamknięty w więzieniu.


Siedzę naprzeciwko niego, wpatrując się w jego szmaragdowe oczy i trzymając go za ręce.
Jak zawsze od 5 lat, milczę i wierzę, że cisza wyraża więcej niż tysiąc słów.
Jak zawsze od 5 lat wyjdę stąd, całując jego malinowe usta.
Jak zawsze od 5 lat, będę ze sobą walczyć by nie skoczyć  z dachu naszego apartamentowca.
Jak zawsze od 5 lat uratuje mnie wizja załamanego szatyna czekającego na mnie w sali widzeń.
Jestem jego całym światem. A on jest moim.


Stoję właśnie na dachu i znów rozważam za i przeciw skoczenia z dachu.
Za- koniec z tym koszmarem i brakiem jego bliskości i obecności w moim życiu.
Przeciw- On czeka i będzie czekał na mnie co tydzień. By mnie zobaczyć na marnych 15 minut, nic nie powiedzieć i ucałować.
Pewnie i tak powiem sobie, że muszę dać radę.
Mój anioł zamknięty w więzieniu.
- Pani Violetto?!- słyszę znajomy głos. Patrzę w dół i 10 pięter niżej widzę niskiego i niezbyt szczupłego prawnika.
Mówili, że jest najlepszy. Że go obroni. I że wszystko będzie dobrze.
Mówili.
Nie odpowiadam. Nie powie mi nic innego, jak to, że mój anioł zginie marnie w więzieniu.
Po 10 minutach słyszę sapanie mężczyzny. Tylko parę schodów na dach, w budynku jest winda. Niewiarygodne.
- Pani Violetto...mam nowe wiadomości. Które, spodziewam się, Panią bardzo ucieszą.
Podnoszę brew. Czyżby?
- Uniewinnili go.- przestaje oddychać.- W końcu wyszły na jaw te wszystkie przekręty i Pan Leon wyjdzie na wolność w przeciągu paru dni.
Odwracam się powoli w jego stronę.
- Naprawdę?- skrzeczę.
- Tak. Proszę bardzo, tu jest decyzja sądu.- chwytam kartkę papieru do ręki i czytam.
Jezu Chryste, to się dzieje naprawdę. Z moich oczu lecą łzy. Lecę na dół, gdzie mieszka mój przyjaciel Diego. Często siedzi ze mną na dachu.
Pukam gwałtownie do drzwi. Otwiera je zdziwiony brunet.
- Uniewinnili go, rozumiesz?! Uniewinnili!- krzyczę i rzucam się mu na szyję. - W piątek będzie w domu!


Chodzę nerwowo po domu. Wszystko gotowe, obiad gotowy. Wszystko wyczekuje na jego powrót. A ja najbardziej.
Mój anioł wraca do domu.
Poprawiam obrus gdy dzwoni telefon.
- Pani Violetto?- słyszę głos prawnika.
- Tak?
- Mam przykra wiadomość...
O nie. Jednak wyrok cofnięto?
- Bo Pan Leon....został śmiertelnie pobity...
Upuszczam słuchawkę i nie słucham mężczyzny dalej.
Wiem co mam robić.


Ponownie stoję na dachu. Tym razem wiem, że nic mnie nie odwiedzie od skoku. 
- Violetta- słyszę Diego.
- Nie powstrzymuj mnie. Niech nam odprawią razem pogrzeb- mówię i robię krok poza krawędź dachu.
"Kocham Cię" to ostatnie co słyszę przed ciemnością, która mnie pochłania.


Teraz wiem, że Diego też skoczył. Spotkałam go w niebie. Ja skoczyłam bo kocham mojego anioła, on skoczył bo kocha mnie.
I teraz wszyscy jesteśmy szczęśliwi.

16.07.2015

ROZDZIAŁ 55

Spóźniony troszkę ale no...Nie sądzicie, że trochę za dużo Leonetty w rozdziałach?





*CAMILA*
Patrzę się na rozgrywająca się scenę. Zadziwia mnie postawa Violetty.
Spoliczkowała Diego. Darła się mu w twarz. A teraz...
- Nigdy nie będę twoja(...)- patrzę na Violettę, która jest tak blisko z Diego. Spoglądam na Leona. Trzyma Vils w talii z zacięta mina. Ale jego oczy...Widzę zaskoczenie i nutkę zazdrości gdy Viola głaszcze Diego po policzku. Moje brwi same podjeżdżają do góry.
Po chwili wszyscy sie rozchodzą. Patrzę za odchodzącym Diego. Jego sylwetka, postawa...taka...buntownicza.
Cholera. Ależ on jest przystojny.
Spodobał mi się.


***


- VILS!- wpadam do pokoju przyjaciółki i zastaje niecodzienny choć chyba dla nich codzienny widok. Violetta siedzi na łóżku i czyta książkę a Leon obejmując ją w talii, z głową na jej brzuchu cicho chrapie. Na mój krzyk Violetta podnosi głowę, wzdrygając się a Leon przez to otwiera oczy, patrzy sie na mnie niewyraźnie i zapada dalej w drzemkę. Vils uśmiecha się słodko i klepie ręką po drugiej stronie łóżka.
Stoję jak wryta. - Cami? Halo??-pyta Viola. - Aa tak.- ściągam buty i wskakuje na jej łóżko.
- Więc Cami co Cię do mnie sprowadza?- pyta Vils.
- Eem no...problem.
- Cami do rzeczy. - Aleeeee....- patrzę niepewnie na Leona. Vils śmieje się cicho.
- On Cię nie słyszy. Nawet jeśli to i tak zapomni. Pewnie nie wie nawet, że tu jesteś.- chichocze szatynka.
Patrzę na nią nieprzekonana. - Cami, mój ojciec krzyczał, Angie piszczała, był harmider, wszyscy się obudzili, tylko nie on. Nawet jeśli twój sekret jest bezpieczny. Mów.- mówi rzeczowo przyjaciółka.
- No więc chodzi o Diego. On...- zaczynam i nie kończę.
- Co ci zrobił?!- mówi lodowato Vils i napręża się, gotowa do ataku. Leon ściska ją mocniej jakby miała mu uciec.
- Nic z tych rzeczy Vils- uspokajam ją.- W sumie poszłabym z tym do Fran ale jej nie ma bo coś robi z Brodwayem i...- znowu nie kończę swojej wypowiedzi.
- Wiec przyszłaś do mnie...CHWILA CO?!- docierają do niej moje słowa a w jej głosie słyszę podekscytowanie.- FRAN Z BRODWAYEM???!
- Tak- śmieje się.- Zobaczymy co z tego bedzie haha.
- Prawda. A co z tym Diego?- powraca do tematu.
- Bo on no...wiesz no...- plątam się.
- Cami no właśnie nie wiem - usmiecha sie zachęcająco Vils.
- Jest przystojny, taki buntowniczy, ma taki fajny styl i....
- Podoba Ci się co?
- Tak- szepczę.
- Nie jest łatwy do zgryzienia- mruczy.
- Po prostu coś go tak ukształtowało- zaczynam go bronić.
- Cami ja to wiem ale po prostu...
- Wiem Vils- kładę rękę na jej ramieniu.
- Cami, kiedyś może ten facet się zmieni. I wtedy bedzie twój!- chichocze.
- Taaa jasne- uśmiecham się szeroko. Patrze na Leona. W sumie pospałabym, pogoda do niczego...
Vils mnie rozgryza i klepie się po brzuchu. No to wale w kimono.



***


Moja poduszka się rusza co mnie budzi. Otwieram oczy i nagle widzę zielone tęczówki zaraz naprzeciwko moich.
- AAAAAA!- drzemy się z Leonem odskakując.
- CAMILA?!
- LEON?!
Violetta śmieje się wniebogłosy.
- Co jest takie śmieszne??- pytamy razem z Leonem.
- Spójrzcie w lustro.- chichocze Vils. Patrzymy z Leonem w lustro wiszące na środku pokoju szatynki. O MATKO BOSKA. Moja fryzura jest nawet znośna ale grzywka Leona...pasma we wszystkie strony... Zaczynam chichotać.
- VIOLA COŚ TY ROBIŁA Z MOIMI WŁOSAMI?!- drze się Leon.
- Za dużo lakieru skarbie- szatynka posyła mu buziaczka a Leon rzuca się na łóżko i zaczyna ją łaskotać. Violetta wyrywa mu się i zaczyna uciekać. Staję  na balkoniku i obserwuję goniąca się dwójkę. Salon, kuchnia, jadalnia, ogród- latają wszędzie. Violetta się schowała za krzakiem. I sądziła, że ostrożnie wyminie Leona. I cóż. Nie wyszło. Leon złapał ją w locie ale zaraz obok był basen...i oboje do niego wpadli. Patrzę na chlapiących się zakochanych.
Nagle do domu Castillo wpada Fran.
- Francesca!- piszczę i lecę na dół. Na ostatnim stopniu jednak potykam się i laduję w ramionach Leona.
Ups.


*LEON*
Wychodzę sobie z basenu, pomagam wyjść Violettcie, wchodzę do salonu gdy...w ramiona wpada mi Cami. Patrzy się na mnie zmieszanym wzrokiem a ja uśmiecham się pod nosem.
- Sorki- mruczy zarumieniona i prostuje się.
- Spoko, jestem przyzwyczajony- mówię cwanym głosem i spoglądam wymownie na moją ukochaną.
- Phi!- prycha szatynka i uderza mnie w ramię po czym zaczynamy się śmiać. Camila do nas dołącza.
- EKHEM!- chrząka Francesca a my jak jeden mąż patrzymy na nią.- Przeszkadzam?
- Nie- chichocze Viola.- Co Cię do nas sprowadza?
- Emmmm....- spuszcza wzrok czarnowłosa- Chciałam pogadać.
Cami i Viola patrzą się na mnie wymownie.
- Dobra, dobra rozumiem- podnoszę ręce w geście obronnym.- Wychodzę i idę się przebrać. Ja mam twoje ubrania ale ty moich nie- zwracam sie do Violetty a ta się uśmiecha. Całuje ją w kącik ust.- Pa dziewczyny.

*FRANCESCA*
Leon opuszcza dom a ja patrzę z niedowierzaniem na Violette.
- Ma twoje ubrania?!- piszczę.
- No wiesz...często u niego bywam więc tak było praktyczniej.- ucieka wzrokiem a ja sie uśmiecham.
- Mhm- mruczę. - No co?!- pyta z wyrzutem- Koniec tematu. Jak randka z Brodwayem?
Policzki zaczynają mnie piec.
- Jaka randka?- prycham.- To było...przyjacielskie spotkanie.
- Jasne jasne. A ten incydent z nasza Leonetta?- mówi ironicznym wzrokiem.
- Cooo jakiiii incydenttt- jąkam się.
- Pięknie patrzyliście sobie w oczy. Słodziuśnieee- mówi Camila a ja rzucam w nią poduszka. Piszczy.- Eeeejj!
Zaczynamy sie bić na poduszki. Nawet nie zauważamy, że Violi z nami nie ma.
Gdy przestajemy widzimy ją siedząca na schodach i gadająca przez telefon. Z kim? Oczywiście, że z Leonem.
- Tak Leoś, jest u mnie...Co, jaką koszulę? Do rodziców? Hmmm...dżinsowa ale wiesz nie ta jasna tylko ta ciemniejsza...No, możesz te bordowe spodnie założyć jak nie chcesz beżowych...Leon ja mam tylko wyobraźnię, nie widze Cię przecież... Zresztą we wszystkim wyglądasz bosko... Co? No wiem wiem...Nie, rzucają się poduszkami a ja znalazłam twój notatnik więc dzwonię...No co poradzę?... Okej nie będę...
Chrząkamy głośno z Cami. Zwraca na nas swoją uwagę.
- Skarbie muszę kończyć bo już skończyły...Paa, ja też Cię mocno kocham...Pozdrów rodziców...No paa...Nie, ty się rozłącz...Nie, nie rozłącze się pierwsza...
Zirytowana podchodzę do niej i sama rozłączam zakochańców.
- Eeeej!- krzyczy na mnie.
- Nieee, ty się rozłącz, nieee nie rozłącze sie pierwszaaa. - przedrzeźniam szatynkę.
- A ty co? Zazdrosna?!
- Nie skądże, po prostu znudzona.- mówię sarkastycznie.
- Ale Fran przyznasz, że zakochani są wspaniali- wtrąca Cami.
- Camila!- uderzam w nią ponownie poduszką.
- Dobra rozejm!- piszczy Violetta, widząc jak znów szykujemy się do bitwy.- Gadaj co jest między tobą a Brodwayem.
- Nic- burczę zarumieniona. - Fran, tak się nie bawimy!- patrzymy się na nią- Nocowanie!- mówi uśmiechnięta.




***


Budzą mnie dziwne dźwięki. Otwieram oczy i widzę...Camile, która zachowując się jak robot próbuje wyjść z pokoju Vils...oknem.
- Cami?- pytam. Nie odzywa się.- Cami??
Potrząsam Violetta, budząc ją. Podchodzimy do Camili i pstrykamy jej przed oczami.
- Nie jestem robotem, automatem. Jestem superkreatywna.- mruczy rudowłosa.
Chichoczę. Ma rację, wyjście z pokoju zamkniętym oknem to jest coś.
- Fran, ona lunatykuje- szepcze Vils.
- Co robimy??
- Nie wiem.
- Zadzwonię do Brodwaya, jego siostra tak ma.
Wyciągam telefon.
- Brodway?....Tak mamy problem....Co robić z lunatykująca osobą?...Nie budzić...Ja chrzanie...Obserwować...No dobra...Dzięki...Ja też...Dobranoc.
- I co?
- Mamy ją obserwować. Powinna zaniedługo pójść spać i jutro rano nic nie pamiętać.
- Mhm- mówi znudzona szatynka. Siada na łóżku i patrzy na Cami po czym chichocze.
- Fran?- pyta po dłuższym milczeniu.- Co znaczyło to "ja też" jak rozmawiałaś z Brodwayem?
- Nic- mówię i policzki znowu mnie pieką. - Uhmmm, i zarumieniłaś się jak teraz. No powiedzzz.- nalega.
- Nie powiem- spuszczam głowę bo wiem, że za chwilę i tak pęknę i się wygadam.
- Oj no Fran prosze Cię. Myślałam, że się przyjaźnimy i sobie o wszystkim mówimy- mówi udając oburzenie. Uśmiecham się.
- No dobra. Poszliśmy dzisiaj na zajęcia salsy. Wiesz, że Brodway uwielbia tańczyć i zna tyle tego...i postanowił się uczyć salsy ale potrzebował partnerki i mnie zaprosił- uśmiecham się na wspomnienie czarnoskórego, bardzo zadowolonego po zajeciach.- I teraz mi powiedział, że bardzo mu sie podobało i chciałby sie zapisać na stałe, a mi też sie podobało więc...
- Chodzicie razem na salse!- piszczy Vils i mnie przytula.- Musisz mi zdawać relacje! Czemu nie chciałaś o tym mówić? - Bo...nie wiem. Chce się upewnić, że naprawdę mnie lubi a nie potrzebuje tylko partnerki do tańca.
- Oczywiście, że Cię lubi.- uśmiecha się do mnei promiennie.
- Tak jak Ciebie Leon- mówię by zmienić temat. Szatynka rumieni się.- Kochasz go co?
- Bardzo.- mówi rozmarzona.
- Nie miałaś z nim problemów po tej akcji z Diego?
- W ogóle. Przez chwilę się bałam, że się wkurzył ale nie był na mnie zły. Kochany.
- Ten Diego to w ogóle jakiś z kosmosu. Jak się może komukolwiek podobać z takim charakterem?
- Nie uwierzysz ale podoba się naszemu superkreatywnemu nierobotowi- chichocze Vils, wskazując na Cami.
- Naprawdę?- śmieję się. Szatynka kiwa głową.
- Supercreativa automaticada(...)
Patrzymy obie na rudowłosą. Śpiewa.
- Ej Vils to całkiem niezły tekst- szepczę do szatynki.
- Zapiszmy go.- chwyta swój różowy pamiętnik i zapisuje tekst śpiewany przez rudowłosą.
Po chwili Cami przestaje i wraca do łóżka po czym zasypia. Idziemy w jej ślady.


***


*VIOLETTA*
Budzę się wcześnie. Biorę ubrania i kieruję się do łazienki. Intryguje mnie piosenka Camili. Popracowałabym nad melodią ale nie chce przeszkadzać dziewczynom. Może Leon?

Do: Leoś <3
6:17
Cześć skarbie, nie śpisz może przypadkiem? xx

Od: Leoś <3
6:18
Nie, wpadasz? <3

Do: Leoś <3
6:18
A mogę? :')

Od: Leoś <3
6:19
Zawsze ;**

Tak więc ubrana w szare spodnie i miętowy sweter oraz czarne converse idę do kuchni.
Postanawiam zrobić nam dobrej kawy. Czekając, aż ekspres sie nagrzeje spoglądam jeszcze raz na tekst piosenki. Camila śpiewała dosyć energicznie...
10 minut później opuszczam mój dom, zostawiając kartkę Fran i Cami, z dwoma kubkami termicznymi i pamiętnikiem pod pachą.
Pukam do drzwi Leona. Otwiera mi szatyn w samych spodniach dresowych.
Kurcze pieczone, ależ on ma mięśnie.
- Ktoś zamawiał pyszną kawę?- pytam, rzucając mu spojrzenie spod rzęs.
- Nie zamawiałem ale chętnie się nią zajmę tak samo jak ślicznotką, która ją przyniosła.- Czy on ze mną flirtuje??
Tak czy inaczej rumienie się jak jakiś burak.
- Cześć Leoś- mówię i podaje mu jedną kawę po czym wchodzę do jego domu.
- Ej, nie zapomniałaś o czymś?- wskazuje na swoje usta. Chichoczę.
- Leon, spójrz w dół.
- I?
- Mam buty na płaskim obcasie, żeby Cię pocałować musisz się do mnie schylić więc to od ciebie zależy.
- Albo ty musisz wejść na mój poziom.- mówi z cwaniackim usmiechem, odkłada kubek na komodę, podchodzi do mnie i kładzie ręce na moich biodrach. Podnosi mnie a ja automatycznie oplatam go nogami w pasie. Zarzucam ręce na jego szyję. Chichoczę.
- Dzień dobry księżniczko- mruczy w moje usta po czym je całuje. Z przyjemnością oddaje pocałunek.
- Rozumiem, że skoro przyniosłaś kawę to ja mam zafundować śniadanie?- mówi zalotnie.
- Zgadza się, kochanie- chichoczę.
Stawia mnie na ziemi i idzie do kuchni po drodze chwytając kawę. Bierze łyka.
- Oj kocham Cię- mówi.rozmarzony. Zrobiłam w końcu jego ulubioną kawę. Orzechowa.
Śmieję się głośno.
- Leoś, mogę skorzystać z pianina?
- Jasne.
Zaczynam stwarzać melodię podobną do  rytmu, w którym śpiewała Cami.
Po pół godzinie mam ją. Śpiewam piosenkę. Podoba mi się.
- Ładnie- komentuje Leon, stojący od dłuższej chwili w progu salonu.- Fajny tekst.
Siada koło mnie przy pianinie.
- Mogę coś zmienić?-kiwam głową. Gra na pianinie, śpiewając. Zmienia delikatnie melodię, gdzieniegdzie ją przyspieszając i wchodząc na niższe dźwięki.
- Brzmi lepiej...tak hardo- mówię. Całuję go w policzek.- Dziękuję.
Uśmiecha się szeroko. Odwzajemniam. Wstaje i podaje mi rękę. - Zapraszam na śniadanie- ochoczo chwytam jego dłoń i razem z nim idę do jadalni graniczącej z kuchnią.
Zauważam na stole dwa talerze pełne naleśników.
- Truskawki w czekoladzie!- piszcze- Kochany jesteś- mówię glaszczac go po policzku.
- Wszystko dla ciebie- całuje wnetrze mojej dłoni.
Zjadamy pyszny posiłek i odnosimy talerze do kuchni. Leon zmywa gdy ja upajam się pysznym sokiem z pomarańczy, siedząc na blacie.
- Wszystko co wychodzi spod twojej ręki jest cudowne- mrucze zadowolona.
- To ty jesteś cudowna- mruczy mój ukochany, stając pomiędzy moimi nogami i oplatajac mnie rękami w pasie.
Nasze wargi się prawie stykają gdy dzwoni mój telefon.
- Hablemos Una Vez- mruczy mi do ucha Leon gdy chwytam aparat. Odbieram po chwili.
- Vils, gdzie jesteś? Czekamy na ciebie!- słyszę Camile.
- Już już- mrucze.
- Co jest?- pyta Leon.
- Muszę wracać, obudziły się.
- Zobaczymy się w Studio?
- Jasne.
Zeskakuje z blatu i zmuszam szatyna by zniżył się do mojego poziomu po czym całuję jego malinowe wargi.
- Kocham Cię- mówię i wychodzę, po drodze zbierając nuty.




***


*LEON*
9:45 a ich nie ma. Tak myślałem. Pewnie się zasiedziały a później jak się zorientowały to trzeba było się ubrać...
W każdym razie miejsce obok mnie jest na razie puste, tak samo jak dwa za nami.
Patrzę na Angie. Lubię jej zajęcia. Z taką pasją opowiada to wszystko...
- Dzień dobry, przepraszamy za spóźnienie!- słyszę trzy głosy mówiące to samo. Chichoczę.
Violetta siada obok mnie i składa na moim poliku całusa swoim miękkimi ustami po czym pilnie notuje to co mówi nasza nauczycielka. Jednak nie słyszę chichotów z tyłu...Odwracam się i widzę Fran siedząca koło Brodwaya i Cami lampiącą się na Diego. O CHOLERA.

Zostało ostatnie 10 minut lekcji.
- Chcielibyście się czymś pochwalić, może o coś zapytać?- pyta Angeles.
- Tak!- wypala siedząca obok mnie kruszyna.- Cami napisała nową piosenkę!
Podaje nuty ze słowami nauczycielce po czym siada uśmiechnięta obok mnie. A tymczasem Camila gapi się na nią w niedowierzaniu.
- Camila, ładna...i ta melodia...
- Co?- pyta zaskoczona. Nie powiedziały jej czy jak??
- Może byś ją przedstawiła?
- Ummm...napisałam ją wczoraj w nocy...nie za bardzo ćwiczyłam jeszcze...może na następnych zajęciach?- wykręca się jak tylko może rudowłosa.
- Dobrze. A właśnie, Mickie, twoja piosenka, bardzo ładna. Mamy w planach zorganizować koncert, może byśmy ją dodali do scenariusza?- mówi Angie.
Chłopak wzrusza ramionami.
- A nie sądzisz, że dobrze brzmiałaby w duecie?- dalej ciągnie ten temat.
O nie nie. Nie zgadzam się.
- Nie wiem, nie próbowałem.- odpowiada cicho.
- To spróbujmy. Z kim chciałbyś zaśpiewać?
Jego wzrok koncetruje się na dziewczynie siedzącej obok mnie a mi krew zastyga w żyłach.

3.07.2015

ROZDZIAŁ 54

Cześć...miał być parę dni temu ale...pomijając remont, dostawanie się do liceum i sytuację ogólnie, za każdym razem gdy znalazłam czas i siadałam do komputera z myślą "No, dzisiaj dokończę i wstawię" z pełnym entuzjazmem, to widziałam w statystykach, że nic się nie zmieniło. Parędziesiąt wyświetleń OS i nic, jeden komentarz od S.Blanco (<3). Gdyby każdy z Was, kto to czyta, skomentował chociaż jednym słowem, byłabym w siódmym niebie a nawet wyżej. A tak, wchodzę na bloggera i to hamuje całą radość. Bo pomysły mam- i na 3 OSy i na drugi tom historii. Tak naprawdę to jestem wulkanem pomysłów ale gdy przychodzi publikować...te statystyki mnie jakoś blokują. Nie rozumiem Was ale cieszę się chociaż, że wyświetlacie. To chyba tyle, podsumuwując, przykro mi.
No ale trzeba iść dalej i proszę was by każdy kto przeczytał i mu się podobało, napisał chociaż "Quiero".
Dzięki xx
Cis:**



*VIOLETTA*
Budzę się wypoczęta w ramionach Leona. Zdumiewające, spaliśmy tylko...3 godziny. Poprawka spałam. Najpierw rozmowa, potem łaskotki a później jedzenie...nawet się nie zorientowaliśmy kiedy wybiła 4 nad ranem.
Mój śpioch wciąż jest w krainie Morfeusza. Patrzę na niego i miłość wypełnia moja duszę. Ten człowiek przyjechał wczoraj po mnie i spędził pół nocy na rozmowie. Uwielbiam go.
Delikatnie przyjeżdżam swoimi palcami po jego linii jego szczęki, szyji, ciepłym torsie. Uśmiecha się delikatnie. Pewnie śni mu się coś miłego. Nachylam się i całuję w ramię, które leży na mojej talii. Oplątał mnie jak jakiś bluszcz. Przynajmniej jest ciepło.
Nagle Leon rusza się i znajduję się pod nim. On wcale nie spał!!
- Panno Castillo, nie nudzi się Pani przypadkiem?- uśmiecha się łobuzersko. Patrzę się na niego szeroko otwartymi oczami, wciąż zdziwiona tym co się stało.
Chwytam jego twarz i wbijam się w jego usta.

- Teraz już nie- mruczę. Boże, ma takie miękkie usta. Po chwili Leon odrywa się i wstaje.
- Co za dużo to niezdrowo- szczerzy swoje ząbki w moim kierunku.
- Ej!- krzyczę, rzucając w niego poduszka.
- Tego chcesz? Bitwy na poduszki?- pyta unosząc brwi z szelmowskim uśmiechem. W odpowiedzi rzucam w niego kolejną poduszką.


10 minut później siedzę na Leonie, podczas gdy on rozmawia z Andreasem.
- Stary, ja wiem ale mieliśmy mały kłopot- mówi do słuchawki. Musi usprawiedliwić się za nieobecność na dzisiejszym joggingu.
- Mieliśmy?- słyszę Andreasa nadzwyczaj dobrze. Leon widząc moją minę, ścisza głośnik przez co słowa są już niewyraźne.
- Tak, mieliśmy.- uśmiecha się do mnie słodko a ja całuje go w policzek. Rozmawia dalej a ja bawię się jego włosami. Są w nieładzie i są cudowne. Nagle pewne urządzenie zwraca moją uwagę. Mianowicie zegarek, stojący na komodzie za nami. A ten wskazuje 8:00. Zrywam się i lecę na górę, po czym w połowie drogi dociera do mnie informacja, że przecież to dom Leona. Nie mam tu nic oprócz mojej piżamy. Biegnę z powrotem na dół i wpadam do salonu z prędkością światła. Leon patrzy się na mnie jak na idiotkę a ja pokazuje mu zegarek. Kończy rozmowę, i leci do garderoby. Minutę później jest ubrany w jeansy i koszulkę oraz sweter. Staje przed lustrem i z ubolewaniem patrzy na swoją grzywkę. Ciągnę go za rękę.
- Chodź, ułożysz ją u mnie.- idziemy do samochodu.


***


Stoję przed lustrem i maluje rzęsy. Fryzura jeszcze niegotowa, bo Leon zarekwirował lakier! POTRZEBUJĘ TEGO LAKIERU.
- Leon, daj mi ten lakier- błagam go po raz kolejny w ciągu ostatnich 10 minut.
- Skarbie, jeszcze nie skończyłem- mówi wciąż bawiąc się grzebienie. Patrze na niego w lustrze i posyłam mu groźne spojrzenie.
- LEON JA CHCE MÓJ LAKIER!- mówię głośno. Zamachuje się po kosmetyk jednak Leon wyciąga rękę w górę. No oczywiście, że nie dosięgam, nawet na koturnach.-Oddawaj go!- piszczę.
Zaczynamy się kłócić o aerozol. Chwilę później słyszymy śmiech. Widzimy mojego tatę, który dosłownie umiera ze śmiechu.
Wykorzystuje moment nieuwagi Leona i zabieram mu lakier. Moje loki są już tak blisko a jednak...szatyn wyrywa mi go z dłoni.
- Już wyglądasz cudownie - posyła mi uśmiech.
- LEON!- krzyczę.
- Tak skarbie?- szczerzy się do mnie. Staje przed nim.- Chcę. Mój. Lakier.
Patrzy się w moje oczy rozbawionym wzrokiem.
Nie poddawaj się Castillo, bądź twarda. Nie pokazuj jak bardzo Cię to bawi. Mierzymy się oboje wzrokiem gdy przerywa nam mój tata.
- Dzieci nie chce nic mówić ale jest 8:45 i za chwilę się spóźnicie.
- CO?- odwracamy się do niego. Patrzy na nas z rozbawieniem. Odwracamy się z powrotem do siebie gdy dociera do nas pewna informacja- LEKCJA Z GREGORIO!!
Patrzę w lustro. Loki nijakie. Pozostaje mi kok. Chwytam za wsuwki ale Leon bierze je ode mnie i ciągnie do drzwi.- Zrobisz to w aucie. Nie mamy czasu.
Stoimy przy aucie a Leon szuka kluczyków po kieszeniach.
- Violetta, gdzie ja dałem kluczyki?- pyta zaniepokojony. Patrze na niego wzrokiem "jak mogłeś je zgubić?!".Nagle słyszę jak mój tata chrząka i zaczyna się śmiać. Na jego wyciągniętym palcu wiszą kluczyki. Leon chwyta je.
- Dziękuje- mówi szybko i posyła mu zmieszany wzrok, co jeszcze bardziej rozśmiesza mojego tatę. Wsiadamy do auta.
- Od dzisiaj w twoim domu lądują moje zapasowe kluczyki a u mnie twoje ciuchy i dwa lakiery do włosów.
Wybucham śmiechem.

*LEON*
Violetta siedzi na miejscu pasażera i robi koka.. Dla mnie w każdej fryzurze jest piękna no ale...Patrzę w lusterko wsteczne i wydaje jęk gdy widzę swoją grzywkę. Violetta śmieje się cicho.
- Co Cię śmieszy?- mruczę z niezadowoleniem. Grzywka to moja wizytówka.
- Twoje zachowanie.- mówi wesołym głosem.
- Kto to mówi- mówię z przekąsem. Po czym posyłam jej uśmiech.
8:57. Staje na parkingu i jeszcze raz zerkam na swoją grzywkę. Poprawiam ją jak tylko mogę. Violetta chwyta moje dłonie po czym przyciąga moją twarz do siebie.
- Skarbie, w każdej fryzurze, w nie wiadomo jakim nieładzie wyglądasz cudownie więc się tak nie przejmuj- mruczy po czym całuje mnie- A teraz chodź.
Wbiegamy do Studia i kierujemy się do sali tanecznej. W ostatniej chwili ustawiamy się na swoich miejscach. Pomijając fakt, że jesteśmy nieprzebrani. Wchodzi Gregorio i uważnie mierzy nas wzrokiem.
- Violetta, Leon co z wami?
- Ee eee  zapomnieliśmy strojów- wypalamy równocześnie przez co reszta grupy się śmieje. Taki synchron.
- Wypad mi stąd, macie nieprzygotowanie, żebym więcej was dzisiaj na oczy nie widział- mówi nauczyciel a my siadamy w kącie.- Pamiętajcie ze musicie to zaliczyć. JUTRO.
Kurcze.


***


Dzisiaj kolejny raz prezentujemy nasze piosenki. Mamy z Violetta to za sobą wiec siedzimy spokojnie. Jednym uchem słuchamy występów. Violetta siedzi mi na kolanach wtulona we mnie. Gdzie podziały się te krzesła?
Mi to nie przeszkadza oczywiście, uwielbiam się do niej przytulać. Pogrążam się w myślach o skarbie siedzącym mi na kolanach gdy nagle słyszymy głos, o dziwo skierowany do nas.

Podnoszę wzrok na scenę. Czuję jak Violetta sztywnieje i jednocześnie również się prostuje. Odwraca się przodem w stronę sceny i patrzy na Mickie'go. Ten zaś wpatrując się w naszą dwójkę, a raczej w Viole śpiewa dla niej piosenkę.
Powinniśmy się tego spodziewać.
W pewnym momencie Viola odwraca się i patrzy się na mnie. Oczami pełnymi cierpienia i winy. Splatam nasze dłonie w ramach pocieszenia a ona powoli odwraca się w stronę sceny.
Cierpi i to bardzo. Jeszcze kilka godzin temu przekonywałem ja, że wszystko będzie dobrze a teraz on wyjeżdża z takim czymś...w sumie ma prawo ale nie z tą atmosfera, tym tonem. Śpiewa tak smutno. Czuję jak w sali gęstnieje atmosfera.
Violetta siedzi tyłem do mnie, cały czas prosto i w bezruchu aż do końca lekcji. Gdy wszyscy wychodzą momentalnie się we mnie wtula. Słysze jej szloch. Głaszcze ją po plecach. Nie zasługuje na to.
Kilka chwil później drzwi uchylają się. Widzę w nich głowy Fran i Cami. Podchodzą do nas i przytulają Violettę.
Violetta schodzi z moich kolan.
- Leon...możesz...- szepcze. Przerywam jej.
- Już. Jak coś to będę w tanecznej- odszeptuje. Całuje ją w czoło i wychodzę.

*VIOLETTA*
Fran i Cami wpatrują się we mnie jak w jakiś posag. Łzy wciąż ciekną po moich polikach.
- Viola- mruczy Cami i podaje mi chusteczki- kochana co się dzieje?
- Bo...- zaczynam i nie kończę.
- Nie jesteś szczęśliwa? - przerywa mi Fran.
- Francesca!- karci ja Camila.
- Przepraszam- zwiesz głowę Włoszka.
Biorę głęboki wdech.
- Bo...ja jestem najszczęśliwsza na świecie z Leonem ale...Mickie bardzo cierpi. Nie mogę sobie wybaczyć, że tak go skrzywdziłam.- łkam.
- Violetta, to nie twoja wina- zaczyna Fran ale jej przerywam.
- Nie. Słyszałam to już kilka razy.- mówię, kręcąc głową. Patrzą się na mnie pytająco.- Leon mówił mi to wczoraj, w nocy i dzisiaj. Ale to nic nie zmienia, chociaż rozumiem co macie na myśli. Po prostu nawet jeśli to nie jest moja wina to i tak Mickie cierpi.
- I wyraża to za każdym razem jak Cię widzi- mruczy z niezadowoleniem Cami. Karcę ją wzrokiem.- No co?! Czy on nie widzi jak cie rani?? Ktoś kiedyś powiedział, że jak się kogoś kocha to się cierpi by był szczęśliwy. Więc jeśli Mickie naprawdę Cię kocha, niech zrozumie, że jesteś szczęśliwa z Leoniastym i tyle. A nie ze ty cierpisz razem z nim zamiast być szczęśliwa.
Uśmiecham się sama do siebie, przypominając sobie chłopaka o szmaragdowych oczach, który tłumaczył mi to o 3 nad ranem.
- Leon- szepcze.
- Co??- patrzą zdziwione.
- Powiedział te słowa. Dzisiaj o 3 nad ranem. "Jeśli kogoś się naprawdę kocha to cierpi się by był szczęśliwy".
Uśmiechają się.
- Oj tak. Stosuje się do tej zasady- mówi Fran.
Patrzę na nie niezrozumiale.
- Widać to cierpienie w jego oczach gdy ty cierpisz. Taka synchronizacja, że normalnie...- wymachuje rekami w powietrzu co mnie rozśmiesza.- Tak więc Viola uśmiechnij się i nie pozwól swojemu chłopakowi cierpieć. Już. W tym momencie. A teraz leć do tanecznej pokazać jak bardzo go kochasz.
- Dziewczyny, uwielbiam Was!!- piszczę i rzucam się im na szyję, po czym obieram kierunek sala taneczna.

*LEON*
Właśnie stoję przed lustrem, wyobrażając sobie jaki układ mógłbym stworzyć gdy czuje ciepłe ciałko przytulające się do mnie z impetem. Obejmuje Violettę i mocno się do niej przytulam.
Po chwili spogląda w moje oczy i szeroko się uśmiecha.
- Co?- pytam z głupia frant gdy ona wciąż się we mnie wpatruje. Chichocze.
Jak ja uwielbiam ten dźwięk.
Uśmiecham się szeroko.
- Twoje oczy są takie piękne- mówi.
- Twoje tez niczego sobie- mówię i zaczynamy się śmiać.
- Jesteś najlepszy na całym świecie- mówi cicho, głaszcząc mnie po policzku- Kocham Cię.
- O nie. Ty jesteś lepsza. O niebo lepsza.- mowie przekonująco. Podnosi jedna brew do góry.
- Taaak?- mówi przeciągle.- To udowodnij.
Szczerzy swoje ząbki.
- Chcesz?- pytam.
- Chcę.
Przechylam ja do tyłu a ta piszczy. Patrze jej głęboko w oczy.
- Kocham Cię najbardziej na całym świecie a oto jak zamierzam ci to udowodnić- wbijam się w jej usta i całuje zachłannie.


- Awwwww- słyszymy Camile.
- Żadne awww, znowu się miziają- słyszę Brodwaya.
- Brodway!- słyszę Francesce.
Nasze usta są wciąż złączone. Nie całujemy się tylko z uwagą się im przysłuchujemy.
- No co? Ślinia się i ślinia. Fuuuujjj.- odpowiada jej Brodway.
- Że co?! Brodway, jesteś straszny! - piszczy Fran.
Otwieram jedno oko. I natychmiast je zamykam, słysząc Brodwaya.
- No zobacz jak długo potrafią się całować! I to ja jestem straszny!
- Tak jesteś! A oni po prostu się kochają, idioto! A ty jesteś po prostu zazdrosny!
- Ja zazdrosny? !- zaczynają się kłócić a Camila zaczyna ich rozdzielać. Odrywam się od Violetty i obejmując ją stajemy i patrzymy na kłócącą się dwójkę. Już nie zwracają na nas uwagi. Stoją naprzeciwko siebie, coraz bliżej. Po chwili patrzą sobie w oczy. I nastaje cisza.
Aha, coś jest na rzeczy.
Patrze na Violettę i widzę, że ona myśli to samo. Uśmiecham się do niej.
Francesca budzi się z transu i odsuwa.
- A weź- uderza Brodwaya w ramię. Zaczynamy się śmiać.
- No co?!- piszczą Fran z Brodwayem.
- Oj nie rozumiecie- śmieje się viola.
Pomiędzy ta dwójka jest coś na rzeczy. I to bardzo.

*CAMILA*
Byłam świadkiem dziwnej sytuacji. Fran i Brodway? Trzeba to obgadać.
- Viola?- wołam przyjaciółkę, patrząc się na nią znacząco.- Leon, ukradnę ci ją dosłownie na chwilkę.- Leon patrzy się na mnie z uniesiona brwią- No może dłuższą chwilkę.
Leon się śmieje. Po czym całuje Viole w nosek. Violetta muska jego usta, oczywiście na złość Brodwayowi.
- Ej no weźcie przestańcie!- krzyczy Brodway. A nie mówiłam?
- To nie całowanie, to był tylko przelotny całus- tłumaczy mu śmiejąc się Viola.
Łapię ja za rękę i prowadzę na ławkę.
- Widziałaś to?- mówimy to równocześnie i się śmiejemy.
- Miedzy nimi coś jest- mówię.
- Na pewno. Ale się na siebie patrzyli- chichocze Vils.
- Nooooo. I ta kłótnia była taka słooodka.
- Z tego coś będzie. Na pewno.
- No z ciebie i Leona też coś będzie jak będziecie się tak całować! Jak to zrobiliście?! Tak długo?!
Violetta się śmieje.
- Haha nie. Jak was usłyszeliśmy to przestaliśmy po prostu nasze usta były złączone. Nie chcieliśmy zmieniać pozycji bo byście przerwali. Cały czas was słyszeliśmy i mieliśmy niezły ubaw.
- Co! Jasne jasne- klepię ją w ramie. I zaczynamy się śmiać.
- Ja tam czekam na Fran i Brodwaya!
- No to jesteśmy we dwie.
- PATRZ JAK ŁAZISZ IDIOTO!- słyszymy Ludmiłe i biegniemy do Studia zobaczyć co się dzieje.
- A ty taka gwiazda niby?- słyszę Diego.
Matko, dwie gwiazdeczki się spotkały.
- No, większą od ciebie. Chociaż czekaj...ty nie jesteś gwiazdą w ogóle!- kontraatakuje rzekoma gwiazda tego Studia.
Stoimy za Ludmiła i przysłuchujemy się ich "rozmowie". Nagle Diego koncentruje swój wzrok na Violettcie.
Będą kłopoty.

*VIOLETTA*
- A ty gwiazdko? Dawno się nie widzieliśmy- mruczy przybliżając się do mnie. Owiewa mnie cudowny zapach i czuję ciepłą dłoń na swojej talii. I już jestem bezpieczna. Leon przyciąga mnie do siebie.
- Zapomniałem ci pogratulować- zwraca się Diego do Leona. Patrzymy się na niego niezrozumiale.- Wyrwałeś ją. Kurcze, gratki. Jesteś jednak dobry w te klocki. Do dzisiaj próbuje rozwiązać twoją tajemnicę.
Ręka mnie świerzbi. Leon też się spiął. Patrzy się z Diego nawzajem w oczy.Chce coś zrobić jednak go powstrzymuję. Słuchamy go dalej.
- A ty- zwraca się do mnie- musisz być niezła. Chociaż również i głupia. Przecież on jest nic nie wart.- śmieje się ironicznie brunet.
Nim się orientuje, policzkuję Diego.
- Ostra, lubię takie. Ty też?- zwraca się do Leona. Nieomal rzucam się na Diego.
- Jak śmiesz!!!- drę mu się w twarz.
Leon chwyta mnie w talii. Nadal się wyrywam ale jednocześnie nie mogę nic zrobić Diego.
- Skarbie- mówi lekceważąco- to spływa po mnie jak deszcz po rynnie. Bądź sobie z Leośkiem- zbliża się do mojego ucha. Leon chce go powstrzymać jednak nie pozwalam mu.-  ale kiedyś będziesz moja.
To zdanie mrozi mi krew w żyłach. Jednak zachowuje kamienną twarz i również mówię mu do ucha
- Nigdy nie będę twoja. Nie byłabym wystarczająca, nie jestem  na twoim poziomie- brunet uśmiecha się znacząco a ja głaszcze go po policzku patrząc mu w oczy.- Na twoim poziomie popieprzenia.

*VIOLETTA*
Diego mina rzednie.
A czego się kochaniutki spodziewałeś?
Odwracam się do Leona i chwytam go za rękę.
- Chodź skarbie, musimy ułożyć układ na jutro- ciągnę szatyna do sali tanecznej, po drodze puszczając Diego oczko.

Czekam na Leona. Gdzie on się podziewa?? Jest zły? Od konfrontacji z Diego nie odezwał się do mnie ani słowem.
Próbuje wybrać jakaś dobra piosenkę. Kurcze. Może puszczę cokolwiek i zobaczę czy coś wymyślę??
Wciskam play i wyłapuję rytm piosenki.
Zamykam oczy i zaczynam sobie wyobrażać układ.
Po chwili czuję ciepłe ręce na mojej talii, które przyciągają mnie do siebie i okręcają.
- Czy to będzie pasować mojej księżniczce do układu?- mruczy mi do ucha Leon.
- Powiem Ci książę, że masz całkiem niezłe wyczucie, nieźle się wpasowuje- chichoczę. Leon mocno mnie przytula.
- Dziękuję. I gratuluję.- mówi a ja otwieram oczy.
- Niby czego?
- Nie wiedziałem, że jesteś taka zadziorna- ma na myśli Diego.
- Już myślałam, że się pogniewałeś, bo tak długo Cię nie było- szepczę. Odsuwa mnie od siebie i patrzy głęboko w oczy.
- Oj skarbie, jak mógłbym się gniewać na taka słodziznę jaką jesteś ty?Na dodatek zadziorna słodziznę.- mówi seksownym głosem.
- Rany, jesteś cudowny.- głaszcze go po policzku.
- I chyba zasługuje na buziaka- wskazuje na swoje usta.
- Ty?
- Ja, we własnej osobie.- uśmiecha się cwaniacko.
- Mówisz?
- Mówię.
- No to masz przystojniaku- całuję go mocno.

22.06.2015

"Odzyskać dziewczynę, w której się zakochałem"


Tak więc moi drodzy...oto mój OS. Już drugi. Jest dla Was wszystkich. Przepraszam, że tak długo czekaliście. Ale wystawienie ocen i jeszcze byłam w Londynie...co tu dużo gadać, Enjoy! 
PS. rozdział w tym tygodniu xx




- Diego! Diego, zaczekaj!!!- drę się już od jakiś dwóch minut. Ale brunet nie ma zamiaru się zatrzymać.- Diego, do cholery!!
Chłopak gwałtownie zatrzymuje się i odwraca do mnie.
- Violetta przesadziłaś! Wiem czym jesteśmy ale ja też mam uczucia. Poszłaś za daleko! Pomyliłem się co do Ciebie.- idzie dalej, ale ja już go nie zatrzymuje.
Przecież...





***


Siedzę na ławce w parku. Czerwone płatki z drzew opadają wokół mnie.
Stwierdziłabym nawet że to romantyczne ale...haha błagam.
Jak mógł?! Przecież jesteśmy paczką, super gwiazdami naszego liceum. Tak robimy.
Słyszę dźwięk wiadomości.
Wylatujesz- To od Diego.
Kurwa.
Samotna łza spływa po moim policzku.
Castillo, przecież ty nie płaczesz. To dla mięczaków.
Ocieram ją szybko.
- Łzy nie są oznaką słabości, pokazują, że masz uczucia.- słyszę skądś znajomy mi głos. Odwracam głowę.
Co tu robi ten luzer?!
- Co ty tu robisz?- syczę- Gwiazdy nie zadają się z luzerami.
- Bo my jesteśmy normalni a wy lepsi bo nie okazujecie uczuć, prócz pogardy?- odpowiada patrząc mi w oczy.
O kurwa, trafił.
- Pogardy?- prycham.

- A jak chcesz inaczej to nazwać?- siada obok mnie. Owiewa mnie przyjemny zapach. Ciekawe co za perfumy używa.- Sądzicie, że jesteście super i w ogóle, a tak naprawdę grupą skrzywdzonych ludzi, która ukrywa emocje i gardzi innymi próbując tak sobie wynagrodzić wyrządzone krzywdy. Raniąc innych próbujecie sobie pomóc. Boże jak to brzmi. Nie zmierzacie się z problemem tylko chowacie za kamienną twarzą. Żałosne.
Kończy monolog i odchodzi.




***



- Że kogo spotkałaś?? Verdasa, tego luzera?!- pytam rozemocjonowana blondynka. Takie rzeczy przecież nam, gwiazdom, się nie zdarzają.
- Tak Lu- warcze.

- Mówił coś do ciebie??
- Mhm.
- Jak on w ogóle...no?- Co ona wyrazić się nie umie?
- Normalnie Lu. A najgorsze jest to, że to co powiedział jest prawdą.
Castillo co ty odwalasz?!
- Cooo?- pyta zdezorientowana.
- Jesteśmy żałośni.- wypluwam te słowa.
- Słucham?! Violetta, ty się słyszysz?!- syczy.
- Tak, jest w pełni świadoma swoich słów.- warczę na nią. Patrzy się na mnie niezrozumiale po czym klaszcze w dłonie.
- Ha! Już wiem. Przecież Verdas zawsze ci się podobał.
- Ludmi co ty chrzanisz?!- tym razem to ja syczę.
- Ja? Prawdę. Opuścisz może jeszcze paczkę dla niego?- jej głos ocieka jadem.
Śmieje się sucho. Nie wie.
- Co?- pyta chłodno.
- Lu, ja i tak do niej nie należę.



***




Wchodzę do szkoły i nie wiem co robić. Nie należę już do paczki. Czuję się zagubiona. Zawsze chodziłam z gwiazdami a teraz...Szlag by to.

Na lunchu siadam na uboczu. Grzebie w talerzu, nie wiedząc co robić.
Straciłam status.
Słyszę szorstki śmiech. Podnoszę głowę po czym widzę Diego uśmiechającego się do mnie ze specjalnego stolika. Odwzajemniłabym gdyby to był prawdziwy uśmiech a nie ironiczny.
Jestem sama.
Tyle mi pozostało z bycia gwiazdą.



***



Wracam parkiem. Jest późno, słońce powoli zachodzi. Nikogo nie ma, idę samotnie przed siebie.
Nagle słyszę aksamitny głos śpiewający całkiem niezłą piosenkę. Idę w jego stronę.
I widzę Verdasa. Siedzi i śpiewa, grając przy tym na gitarze.
Ummm, ma głos.
Staję niedaleko i przypatruje się mu.
Kończy śpiewać i spogląda na taflę wody. Coś sprawia, że podchodzę do niego i siadam obok.
Pozostajemy tak przez dobrych kilka minut.
Wreszcie się odzywa.
- Co tu robisz? Myślałem ze gwiazdy nie zadają się z luzerami.- kwituje ironicznie, nadal na mnie nie patrząc.
Odwracam głowę i patrze na jego profil.
Cholera, przystojny jest.
- Myślałam nad tym co mówiłeś. I chciałam tylko przyznać ci rację- mówię cicho. Odwraca zaskoczony głowę w moją stronę.- A tak poza tym, nie jestem już gwiazdą.
Czy to skrucha w twoim głosie Castillo?
Patrzy w moje oczy. Piękne szmaragdy. O matko.
Taksuje mnie wzrokiem a ja nie wiem dlaczego rumienię się. Spuszczam głowę.
Castillo, przecież ty się tak nie zachowujesz.
- Masz ładny głos- wypowiadam, zanim gryzę się w język. Czuję jak policzki mnie pieką.

Leon widzi to i podnosi mój podbródek i znów patrzy mi w oczy.
- Dziękuję- mówi a przez moje ciało przebiega prąd.
Castillo ogarnij się.
Odwracam się gwałtownie i znów patrzę na wodę. Słyszę jak wzdycha.
Co się z tobą dzieje?!
- Przez chwilę nawet było fajnie- mówi cicho i wpatruje się w wodę.Po chwili pyta- Lubisz się przytulać?
Moje brwi podjeżdżają do góry.
Że co?!
Zbił mnie z pantałyku tym pytaniem.
- Czemu pytasz?

- Po prostu się zastanawiam jak to jest być człowiekiem, który nie okazuje uczuć, być tak zamkniętym. Przecież każdy potrzebuje miłości, w każdej formie.

Marszczę czoło.
W sumie w gronie gwiazd niczego takiego nie było.
- Zatkało Cię?- pyta rozbawionym głosem- Przecież gwiazdy zawsze wiedzą co robić i nie tracą pewności siebie.
- Nie zastanawiałam się nad tym. Poza tym powtarzam że już nie jestem gwiazdą.- mówię cierpko.
- To czym?
- Nie wiem.- szepczę, bo naprawdę nie znam odpowiedzi.



***



Minął tydzień od mojej rozmowy z Verdasem. I w sumie niczego nowego się nie dowiedziałam. Ja po prostu egzystuje.
Jestem niesamowicie samotna. Wszędzie. W szkole; w domu czy parku. Nie mam z kim nawet pogadać.
Myślałam nad tym co mówił. Ma rację, całkowitą.
Każdy potrzebuje uczuć.
Tylko że do tego tanga, trzeba dwojga.
Stoję nad brzegiem morza, wieje porywisty wiatr.
Dygoczę na myśl, że tak już zostanie. Będę samotna do końca życia. Może kota sobie sprawie?
Zbierają się we mnie emocje.
Ja nie chcę tak żyć.
Łza spływa po moim policzku.
Nagle czuję, że ktoś kładzie coś na moich ramionach. Czuję ten zapach i juz wiem kto to.
Leon.
Staje obok mnie i również wpatruje się w wodę.
- Nie musisz- mowie słabo, próbując okiełznać moje uczucia.
Zawsze nad nimi panowałaś Castillo.
- Ale chcę- rzuca ciepłym głosem. Odwraca się do mnie.
- Chodź- mówi i rozkłada ramiona.
Patrzę na niego niechętnie, rozumiejąc jego zamiary i kręcę głową.
- Wiem, że chcesz. Nie musisz udawać Violetta.- mówi delikatnie.
Chrzanić to wszystko.
Wtulam się w niego jak w pluszowego misia. Bije od niego ciepło i bezpieczeństwo. Oplata mnie swoimi ramionami i mocno tuli.
Emocje puszczają a ja zaczynam płakać jak małe dziecko.
Delikatnie głaszcze mnie po plecach, nic nie mówiąc ani nie przerywając mi.
Wie, że tego potrzebuję.



***



- Jestem zła na siebie. Przez to całe gwiazdorzenie zepsułam sobie oceny. Gdybym się postarała...miałabym przyjaciół i satysfakcję. A teraz jestem samotna, z zawalona szkołą i brakiem przyszłości.- gadam mu już tak od godziny a on mnie cierpliwie słucha. Siedzimy na kanapie u niego w domu i pijemy herbatę.
- Beznadzieja- milknę i spuszczam głowę, czując jak do moich oczu napływają łzy. Czuję jego dłoń na mojej. Po moim ciele rozbiega się przyjemne ciepło.
- Ej Viola- wreszcie się odzywa. Podnoszę głowę i wpatruje się w jego szmaragdowe oczy.- Nie jesteś sama. Masz mnie. Poza tym do matury jeszcze parę miesięcy, dasz radę.
Uśmiecham się słabo. Odwzajemnia.
Siedzę w domu u człowieka, którego jeszcze tydzień temu "nienawidziłam" i nazywałam luzerem. Pomaga mi. I to bardzo. Ale dlaczego?
- Dlaczego mi pomagasz?- wypalam. Wzdycha.
- Bo chcę odzyskać dziewczynę w której się zakochałem.



***



Wchodzę do budynku szkoły i szukam wzrokiem Leona. Nagle ktoś łapie mnie za rękę i ciągnie, po czym przytula mnie na powitanie. Całuję go w policzek. Uśmiechamy się do siebie. Ostatnio stało się to dla nas normalne. A to mi się podoba.

- Chcesz coś do picia?- mruczy.
- Cokolwiek co mi przyniesiesz- chichoczę. Minęły niecały tydzień a on już mnie całkowicie zmienił. Cudowny.
Ktoś przyciąga mnie do siebie w talii.
- Ty, ja, nasze miejsce, o 18.- szepcze mi do ucha. Stoję jak zaklęta. Zapomniałam już o tym władczym tonie, który sama jeszcze do niedawna stosowałam.
Dopiero Leon wracający z napojami odczarowuje mnie swoim dotykiem.
- Viola?- pyta troskliwie dotykając mojego policzka. Odnajduję wzrokiem jego zatroskane szmaragdowe oczy i uśmiecham się słabo.- Co się stało?
- Nieważne- rzucam odsuwając się od niego. Wzdycha.
- Diego i jego gwiazdy- mówi i przyciąga mnie do siebie, chociaż się opieram. Ale on wie co robić.
- Violetta, nie zamykaj się w swoim kokonie.- szepcze w moje włosy.
Chcę odzyskać dziewczynę, w której się zakochałem.



***




Siedzę na trawie w objęciach Leona. Czekamy na Diego a ja staram się nie rozkleić. Muszę być silna.
- Co on tu robi?- pyta jadowicie Diego. Prostuje się i wstaję. Jak gwiazda.
- Jest ze mną- syczę. Czuję rękę Leona na swojej talii.
- Bądź silną dziewczyną ale moją silną dziewczyną- szepcze mi do ucha. I rozumiem.
- Jako mój przyjaciel ma prawo tu być- mówię godnie. Ręka Leona przesuwa się uspokajająco po moich plecach.
- Przyjaciel?- mówi ironicznie gwiazdor stojący przede mną.
- Tak, lepszy od ciebie- mówię tym samym tonem. Ręka Leona się zatrzymuje. To znak. Panuj nad sobą Castillo.
Mam ochotę nakrzyczeć mu w twarz. Wydrapać oczy. To on mnie wciągnął w to gówno. Odpowiada za to.
Diego śmieje się gardłowo.

- Dałem ci wszystko co najlepsze- mówi.
Teraz to ja się śmieje.
- Taakk? A nie zapomniałeś o czymś?
Patrzy się na mnie nie rozumiejąc o czym mówię. Ręka Leona wraca do poprzedniej czynności. Dobrze rozegrane Castillo.
- A uczucia?- pytam się Diego.
Brunet odwraca wzrok. Kontynuuję.
- Sam przed tym jak wyrzuciłeś mnie z paczki, mówiłeś, że tez masz uczucia, że się pomyliłeś co do mnie. No i gdzie te twoje uczucia? Ty pomyliłeś się do mnie? A nie przypadkiem nie na odwrót?- łzy ciekną po moich policzkach- Jak się poznaliśmy powiedziałeś ze jak wejdę do paczki będę super i wszystko będzie zajebiste! I co?! Zostałam sama, z beznadziejnymi ocenami i bez przyszłości. Przez bycie "super gwiazda" spieprzyłam sobie życie! Odrzuciłam uczucia i wyglądało na to, że dalsze życie sensu nie ma. Ale pojawił się ktoś kto mnie uratował i wobec kogo żywię prawdziwe uczucia- łapię Leona za rękę i uśmiecham się do niego- Tego Ci życzę Diego.
Mijam Diego by odejść z Leonem kiedy Diego przyciąga mnie do siebie i przytula. Oddaję uścisk chociaż jestem zaskoczona jego nagłym wyrazem uczuć.
- Dziękuję- szepcze. Odsuwa się ode mnie. Widzę ból, którego nigdy wcześniej nie widziałam w jego brązowych oczach. O Boże. Ile to musi go kosztować. Tyle samo ile ciebie.
- Diego- szepcze, kładąc rękę na jego ramieniu. Podnosi na mnie swój wzrok.- Gwiazdy są grupą bez pożytku. Założyłeś ją bo zostałeś skrzywdzony. Ukryliśmy się wszyscy za kamienną maską i okazywaliśmy tylko pogardę. Nie pomogło ci to. Tyle czasu...
- Przepraszam- szepcze i łza cieknie po jego poliku. Głaszcze go po ramieniu.- Przepraszam że Cię w to wyciągnąłem, że schrzaniłem Ci życie. Ale...ale..myślałem...
Mówi to z takim bólem...żal rozdziera mi serce. Prowadzę go na trawnik, siadamy obok siebie, jak przyjaciele. Leon siada koło mnie, splatając nasze dłonie.
- Co myślałeś Diego?- zachęcam bruneta do mówienia.
- Że...to wszystko się zmieni.- łka. Prostuję nogi a on kładzie głowę na moich udach. Głaszcze go po włosach jak małe dziecko. Zaczyna swoją opowieść.- Zawsze byłem sam. Tak było od początku mojego istnienia. Więc postanowiłem, że będę najlepszy. Zostałem "gwiazdą". Ale później poznałem innych, założyliśmy paczkę. Byli tacy sami jak ja- kamienna twarz, zero uczuć, jesteśmy najlepsi, tylko pogarda, elita. Potem spotkałem ciebie. I poczułem, że mogę mieć w tobie oparcie, że mogłabyś być moją przyjaciółką. Częściowo odżyły moje uczucia. Ale wprowadziłem Cię do paczki. I tu był mój błąd. Wkręciłaś się a ja do reszty schowałem swoje uczucia. A teraz...gdy żartowałaś z babć i dziadków...wróciły wspomnienia a co za tym uczucia. Bałem się tego. Bałem się braku kontroli...bałem się uczuć. Więc Cię wyrzuciłem. A ty odzyskałaś swoją duszę. Gwiazdy się rozpadły bo ja się rozpadłem. Gdy odeszłaś i zobaczyliśmy Cię odmienioną...znowu pojawiła się nadzieja, że coś się zmieni. To co dzisiaj powiedziałaś to prawda. Zostałem skrzywdzony w dzieciństwie. Chciałem to sobie wynagrodzić, może żywiłem nadzieję, że to mi pomoże. Ale to nie ma sensu, teraz to widzę. Nie zmieniło to niczego tylko skrzywdziliśmy innych. I schrzaniliśmy sobie życie. Ale to moja wina bo ja to wszystko zacząłem.
- Diego, nie obwiniaj się.
- Ale to wszystko przeze mnie- szlocha.
- Próbowałeś sobie pomóc.- bronię go.
- Ale teraz wszyscy mnie nienawidzą i znowu jestem sam.- stwierdza cicho.
- Nie jesteś sam- to zdanie wyskakuje mi z ust. Patrzę na Leona. Kiwa głową.- Masz nas. Pomożemy Ci. Przeprosisz wszystkich, wytłumaczysz. Jesteśmy wszyscy w tej samej sytuacji, pomożemy sobie nawzajem. I odzyskamy uczucia.- mówię pewna siebie. Diego siada i patrzy się na Leona.
- Odzyskałeś Violettę- mówi mu.
- A ona odzyskała ciebie- odpowiada mu Leon.
Przybijają żółwika.
- To co, idziemy? Jutro spotkamy się z reszta paczki i wszystko sobie wyjaśnimy.- stwierdzam rzeczowo, widząc, że wszystko zaczyna iść w dobrym kierunku.
- Jesteś cudowna- mówi Diego.
- Zasługuje na buziaka- mówię i pierwszy raz od długiego czasu prawdziwie się śmieję. To takie...oczyszczające. Diego daje mi całusa w policzek. Jednocześnie czuję buziaka z drugiej strony mojej twarzy. Leon. Zazdrośnik.Chichoczę po czym biorę obu za rękę i idziemy przed siebie.



***



Myślę nad tym wszystkim. Dużo się zdarzyło.
Nie jestem już gwiazdą. Paczka się nie rozpadła, stworzymy zgraną grupę przyjaciół. Diego wytłumaczył wszystkim wszystko. I szczerze przeprosił.

Wiecie, od początku nie miałem matki ani ojca. Wychowywali mnie dziadkowie. Ale zmarli wcześnie, właściwie na moich oczach.To zapoczątkowało moją samotność i późniejszy brak uczuć.

Pamiętam miny byłych gwiazd, zagubionych, nie wiedzących co robić.
Viola co ja mam robić?! Do jakiego stolika iść, co z lekcjami...jak...
Spokojnie Lu.

Pomogliśmy im. Leon uratował mnie, potem ja Diego a teraz resztę paczki. Tworzymy zgraną grupę, poznajemy wszystkie uczucia i emocje i walczymy o przyszłość.

Violetta!! Co to za uczucie, mam motylki w brzuchu, i nie mogę się napatrzyć na Diego...ma taki piękny uśmiech...i..i...Zresztą on patrzy na mnie tak samo i..i..to jest cudowne!
Lu...to jest miłość.

A właśnie. Znalazłam swoją drugą połówkę. Cudowną drugą połówkę.

- Viola? Bo wczoraj jak rozmawialiśmy z Diego powiedziałaś że...pojawił się ktoś kto Cię uratował i wobec kogo żywisz prawdziwe uczucie.- mówi nieśmiało przystojniak o szmaragdowych oczach.
- No tak, co w tym dziwnego, że Cię kocham?- mówię pewnie. Jestem pewna tego uczucia.
- Co??
- Odzyskałeś dziewczynę w której się zakochałeś.- złączam nasze usta w pocałunku.

Obserwatorzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.