16.07.2015

ROZDZIAŁ 55

Spóźniony troszkę ale no...Nie sądzicie, że trochę za dużo Leonetty w rozdziałach?





*CAMILA*
Patrzę się na rozgrywająca się scenę. Zadziwia mnie postawa Violetty.
Spoliczkowała Diego. Darła się mu w twarz. A teraz...
- Nigdy nie będę twoja(...)- patrzę na Violettę, która jest tak blisko z Diego. Spoglądam na Leona. Trzyma Vils w talii z zacięta mina. Ale jego oczy...Widzę zaskoczenie i nutkę zazdrości gdy Viola głaszcze Diego po policzku. Moje brwi same podjeżdżają do góry.
Po chwili wszyscy sie rozchodzą. Patrzę za odchodzącym Diego. Jego sylwetka, postawa...taka...buntownicza.
Cholera. Ależ on jest przystojny.
Spodobał mi się.


***


- VILS!- wpadam do pokoju przyjaciółki i zastaje niecodzienny choć chyba dla nich codzienny widok. Violetta siedzi na łóżku i czyta książkę a Leon obejmując ją w talii, z głową na jej brzuchu cicho chrapie. Na mój krzyk Violetta podnosi głowę, wzdrygając się a Leon przez to otwiera oczy, patrzy sie na mnie niewyraźnie i zapada dalej w drzemkę. Vils uśmiecha się słodko i klepie ręką po drugiej stronie łóżka.
Stoję jak wryta. - Cami? Halo??-pyta Viola. - Aa tak.- ściągam buty i wskakuje na jej łóżko.
- Więc Cami co Cię do mnie sprowadza?- pyta Vils.
- Eem no...problem.
- Cami do rzeczy. - Aleeeee....- patrzę niepewnie na Leona. Vils śmieje się cicho.
- On Cię nie słyszy. Nawet jeśli to i tak zapomni. Pewnie nie wie nawet, że tu jesteś.- chichocze szatynka.
Patrzę na nią nieprzekonana. - Cami, mój ojciec krzyczał, Angie piszczała, był harmider, wszyscy się obudzili, tylko nie on. Nawet jeśli twój sekret jest bezpieczny. Mów.- mówi rzeczowo przyjaciółka.
- No więc chodzi o Diego. On...- zaczynam i nie kończę.
- Co ci zrobił?!- mówi lodowato Vils i napręża się, gotowa do ataku. Leon ściska ją mocniej jakby miała mu uciec.
- Nic z tych rzeczy Vils- uspokajam ją.- W sumie poszłabym z tym do Fran ale jej nie ma bo coś robi z Brodwayem i...- znowu nie kończę swojej wypowiedzi.
- Wiec przyszłaś do mnie...CHWILA CO?!- docierają do niej moje słowa a w jej głosie słyszę podekscytowanie.- FRAN Z BRODWAYEM???!
- Tak- śmieje się.- Zobaczymy co z tego bedzie haha.
- Prawda. A co z tym Diego?- powraca do tematu.
- Bo on no...wiesz no...- plątam się.
- Cami no właśnie nie wiem - usmiecha sie zachęcająco Vils.
- Jest przystojny, taki buntowniczy, ma taki fajny styl i....
- Podoba Ci się co?
- Tak- szepczę.
- Nie jest łatwy do zgryzienia- mruczy.
- Po prostu coś go tak ukształtowało- zaczynam go bronić.
- Cami ja to wiem ale po prostu...
- Wiem Vils- kładę rękę na jej ramieniu.
- Cami, kiedyś może ten facet się zmieni. I wtedy bedzie twój!- chichocze.
- Taaa jasne- uśmiecham się szeroko. Patrze na Leona. W sumie pospałabym, pogoda do niczego...
Vils mnie rozgryza i klepie się po brzuchu. No to wale w kimono.



***


Moja poduszka się rusza co mnie budzi. Otwieram oczy i nagle widzę zielone tęczówki zaraz naprzeciwko moich.
- AAAAAA!- drzemy się z Leonem odskakując.
- CAMILA?!
- LEON?!
Violetta śmieje się wniebogłosy.
- Co jest takie śmieszne??- pytamy razem z Leonem.
- Spójrzcie w lustro.- chichocze Vils. Patrzymy z Leonem w lustro wiszące na środku pokoju szatynki. O MATKO BOSKA. Moja fryzura jest nawet znośna ale grzywka Leona...pasma we wszystkie strony... Zaczynam chichotać.
- VIOLA COŚ TY ROBIŁA Z MOIMI WŁOSAMI?!- drze się Leon.
- Za dużo lakieru skarbie- szatynka posyła mu buziaczka a Leon rzuca się na łóżko i zaczyna ją łaskotać. Violetta wyrywa mu się i zaczyna uciekać. Staję  na balkoniku i obserwuję goniąca się dwójkę. Salon, kuchnia, jadalnia, ogród- latają wszędzie. Violetta się schowała za krzakiem. I sądziła, że ostrożnie wyminie Leona. I cóż. Nie wyszło. Leon złapał ją w locie ale zaraz obok był basen...i oboje do niego wpadli. Patrzę na chlapiących się zakochanych.
Nagle do domu Castillo wpada Fran.
- Francesca!- piszczę i lecę na dół. Na ostatnim stopniu jednak potykam się i laduję w ramionach Leona.
Ups.


*LEON*
Wychodzę sobie z basenu, pomagam wyjść Violettcie, wchodzę do salonu gdy...w ramiona wpada mi Cami. Patrzy się na mnie zmieszanym wzrokiem a ja uśmiecham się pod nosem.
- Sorki- mruczy zarumieniona i prostuje się.
- Spoko, jestem przyzwyczajony- mówię cwanym głosem i spoglądam wymownie na moją ukochaną.
- Phi!- prycha szatynka i uderza mnie w ramię po czym zaczynamy się śmiać. Camila do nas dołącza.
- EKHEM!- chrząka Francesca a my jak jeden mąż patrzymy na nią.- Przeszkadzam?
- Nie- chichocze Viola.- Co Cię do nas sprowadza?
- Emmmm....- spuszcza wzrok czarnowłosa- Chciałam pogadać.
Cami i Viola patrzą się na mnie wymownie.
- Dobra, dobra rozumiem- podnoszę ręce w geście obronnym.- Wychodzę i idę się przebrać. Ja mam twoje ubrania ale ty moich nie- zwracam sie do Violetty a ta się uśmiecha. Całuje ją w kącik ust.- Pa dziewczyny.

*FRANCESCA*
Leon opuszcza dom a ja patrzę z niedowierzaniem na Violette.
- Ma twoje ubrania?!- piszczę.
- No wiesz...często u niego bywam więc tak było praktyczniej.- ucieka wzrokiem a ja sie uśmiecham.
- Mhm- mruczę. - No co?!- pyta z wyrzutem- Koniec tematu. Jak randka z Brodwayem?
Policzki zaczynają mnie piec.
- Jaka randka?- prycham.- To było...przyjacielskie spotkanie.
- Jasne jasne. A ten incydent z nasza Leonetta?- mówi ironicznym wzrokiem.
- Cooo jakiiii incydenttt- jąkam się.
- Pięknie patrzyliście sobie w oczy. Słodziuśnieee- mówi Camila a ja rzucam w nią poduszka. Piszczy.- Eeeejj!
Zaczynamy sie bić na poduszki. Nawet nie zauważamy, że Violi z nami nie ma.
Gdy przestajemy widzimy ją siedząca na schodach i gadająca przez telefon. Z kim? Oczywiście, że z Leonem.
- Tak Leoś, jest u mnie...Co, jaką koszulę? Do rodziców? Hmmm...dżinsowa ale wiesz nie ta jasna tylko ta ciemniejsza...No, możesz te bordowe spodnie założyć jak nie chcesz beżowych...Leon ja mam tylko wyobraźnię, nie widze Cię przecież... Zresztą we wszystkim wyglądasz bosko... Co? No wiem wiem...Nie, rzucają się poduszkami a ja znalazłam twój notatnik więc dzwonię...No co poradzę?... Okej nie będę...
Chrząkamy głośno z Cami. Zwraca na nas swoją uwagę.
- Skarbie muszę kończyć bo już skończyły...Paa, ja też Cię mocno kocham...Pozdrów rodziców...No paa...Nie, ty się rozłącz...Nie, nie rozłącze się pierwsza...
Zirytowana podchodzę do niej i sama rozłączam zakochańców.
- Eeeej!- krzyczy na mnie.
- Nieee, ty się rozłącz, nieee nie rozłącze sie pierwszaaa. - przedrzeźniam szatynkę.
- A ty co? Zazdrosna?!
- Nie skądże, po prostu znudzona.- mówię sarkastycznie.
- Ale Fran przyznasz, że zakochani są wspaniali- wtrąca Cami.
- Camila!- uderzam w nią ponownie poduszką.
- Dobra rozejm!- piszczy Violetta, widząc jak znów szykujemy się do bitwy.- Gadaj co jest między tobą a Brodwayem.
- Nic- burczę zarumieniona. - Fran, tak się nie bawimy!- patrzymy się na nią- Nocowanie!- mówi uśmiechnięta.




***


Budzą mnie dziwne dźwięki. Otwieram oczy i widzę...Camile, która zachowując się jak robot próbuje wyjść z pokoju Vils...oknem.
- Cami?- pytam. Nie odzywa się.- Cami??
Potrząsam Violetta, budząc ją. Podchodzimy do Camili i pstrykamy jej przed oczami.
- Nie jestem robotem, automatem. Jestem superkreatywna.- mruczy rudowłosa.
Chichoczę. Ma rację, wyjście z pokoju zamkniętym oknem to jest coś.
- Fran, ona lunatykuje- szepcze Vils.
- Co robimy??
- Nie wiem.
- Zadzwonię do Brodwaya, jego siostra tak ma.
Wyciągam telefon.
- Brodway?....Tak mamy problem....Co robić z lunatykująca osobą?...Nie budzić...Ja chrzanie...Obserwować...No dobra...Dzięki...Ja też...Dobranoc.
- I co?
- Mamy ją obserwować. Powinna zaniedługo pójść spać i jutro rano nic nie pamiętać.
- Mhm- mówi znudzona szatynka. Siada na łóżku i patrzy na Cami po czym chichocze.
- Fran?- pyta po dłuższym milczeniu.- Co znaczyło to "ja też" jak rozmawiałaś z Brodwayem?
- Nic- mówię i policzki znowu mnie pieką. - Uhmmm, i zarumieniłaś się jak teraz. No powiedzzz.- nalega.
- Nie powiem- spuszczam głowę bo wiem, że za chwilę i tak pęknę i się wygadam.
- Oj no Fran prosze Cię. Myślałam, że się przyjaźnimy i sobie o wszystkim mówimy- mówi udając oburzenie. Uśmiecham się.
- No dobra. Poszliśmy dzisiaj na zajęcia salsy. Wiesz, że Brodway uwielbia tańczyć i zna tyle tego...i postanowił się uczyć salsy ale potrzebował partnerki i mnie zaprosił- uśmiecham się na wspomnienie czarnoskórego, bardzo zadowolonego po zajeciach.- I teraz mi powiedział, że bardzo mu sie podobało i chciałby sie zapisać na stałe, a mi też sie podobało więc...
- Chodzicie razem na salse!- piszczy Vils i mnie przytula.- Musisz mi zdawać relacje! Czemu nie chciałaś o tym mówić? - Bo...nie wiem. Chce się upewnić, że naprawdę mnie lubi a nie potrzebuje tylko partnerki do tańca.
- Oczywiście, że Cię lubi.- uśmiecha się do mnei promiennie.
- Tak jak Ciebie Leon- mówię by zmienić temat. Szatynka rumieni się.- Kochasz go co?
- Bardzo.- mówi rozmarzona.
- Nie miałaś z nim problemów po tej akcji z Diego?
- W ogóle. Przez chwilę się bałam, że się wkurzył ale nie był na mnie zły. Kochany.
- Ten Diego to w ogóle jakiś z kosmosu. Jak się może komukolwiek podobać z takim charakterem?
- Nie uwierzysz ale podoba się naszemu superkreatywnemu nierobotowi- chichocze Vils, wskazując na Cami.
- Naprawdę?- śmieję się. Szatynka kiwa głową.
- Supercreativa automaticada(...)
Patrzymy obie na rudowłosą. Śpiewa.
- Ej Vils to całkiem niezły tekst- szepczę do szatynki.
- Zapiszmy go.- chwyta swój różowy pamiętnik i zapisuje tekst śpiewany przez rudowłosą.
Po chwili Cami przestaje i wraca do łóżka po czym zasypia. Idziemy w jej ślady.


***


*VIOLETTA*
Budzę się wcześnie. Biorę ubrania i kieruję się do łazienki. Intryguje mnie piosenka Camili. Popracowałabym nad melodią ale nie chce przeszkadzać dziewczynom. Może Leon?

Do: Leoś <3
6:17
Cześć skarbie, nie śpisz może przypadkiem? xx

Od: Leoś <3
6:18
Nie, wpadasz? <3

Do: Leoś <3
6:18
A mogę? :')

Od: Leoś <3
6:19
Zawsze ;**

Tak więc ubrana w szare spodnie i miętowy sweter oraz czarne converse idę do kuchni.
Postanawiam zrobić nam dobrej kawy. Czekając, aż ekspres sie nagrzeje spoglądam jeszcze raz na tekst piosenki. Camila śpiewała dosyć energicznie...
10 minut później opuszczam mój dom, zostawiając kartkę Fran i Cami, z dwoma kubkami termicznymi i pamiętnikiem pod pachą.
Pukam do drzwi Leona. Otwiera mi szatyn w samych spodniach dresowych.
Kurcze pieczone, ależ on ma mięśnie.
- Ktoś zamawiał pyszną kawę?- pytam, rzucając mu spojrzenie spod rzęs.
- Nie zamawiałem ale chętnie się nią zajmę tak samo jak ślicznotką, która ją przyniosła.- Czy on ze mną flirtuje??
Tak czy inaczej rumienie się jak jakiś burak.
- Cześć Leoś- mówię i podaje mu jedną kawę po czym wchodzę do jego domu.
- Ej, nie zapomniałaś o czymś?- wskazuje na swoje usta. Chichoczę.
- Leon, spójrz w dół.
- I?
- Mam buty na płaskim obcasie, żeby Cię pocałować musisz się do mnie schylić więc to od ciebie zależy.
- Albo ty musisz wejść na mój poziom.- mówi z cwaniackim usmiechem, odkłada kubek na komodę, podchodzi do mnie i kładzie ręce na moich biodrach. Podnosi mnie a ja automatycznie oplatam go nogami w pasie. Zarzucam ręce na jego szyję. Chichoczę.
- Dzień dobry księżniczko- mruczy w moje usta po czym je całuje. Z przyjemnością oddaje pocałunek.
- Rozumiem, że skoro przyniosłaś kawę to ja mam zafundować śniadanie?- mówi zalotnie.
- Zgadza się, kochanie- chichoczę.
Stawia mnie na ziemi i idzie do kuchni po drodze chwytając kawę. Bierze łyka.
- Oj kocham Cię- mówi.rozmarzony. Zrobiłam w końcu jego ulubioną kawę. Orzechowa.
Śmieję się głośno.
- Leoś, mogę skorzystać z pianina?
- Jasne.
Zaczynam stwarzać melodię podobną do  rytmu, w którym śpiewała Cami.
Po pół godzinie mam ją. Śpiewam piosenkę. Podoba mi się.
- Ładnie- komentuje Leon, stojący od dłuższej chwili w progu salonu.- Fajny tekst.
Siada koło mnie przy pianinie.
- Mogę coś zmienić?-kiwam głową. Gra na pianinie, śpiewając. Zmienia delikatnie melodię, gdzieniegdzie ją przyspieszając i wchodząc na niższe dźwięki.
- Brzmi lepiej...tak hardo- mówię. Całuję go w policzek.- Dziękuję.
Uśmiecha się szeroko. Odwzajemniam. Wstaje i podaje mi rękę. - Zapraszam na śniadanie- ochoczo chwytam jego dłoń i razem z nim idę do jadalni graniczącej z kuchnią.
Zauważam na stole dwa talerze pełne naleśników.
- Truskawki w czekoladzie!- piszcze- Kochany jesteś- mówię glaszczac go po policzku.
- Wszystko dla ciebie- całuje wnetrze mojej dłoni.
Zjadamy pyszny posiłek i odnosimy talerze do kuchni. Leon zmywa gdy ja upajam się pysznym sokiem z pomarańczy, siedząc na blacie.
- Wszystko co wychodzi spod twojej ręki jest cudowne- mrucze zadowolona.
- To ty jesteś cudowna- mruczy mój ukochany, stając pomiędzy moimi nogami i oplatajac mnie rękami w pasie.
Nasze wargi się prawie stykają gdy dzwoni mój telefon.
- Hablemos Una Vez- mruczy mi do ucha Leon gdy chwytam aparat. Odbieram po chwili.
- Vils, gdzie jesteś? Czekamy na ciebie!- słyszę Camile.
- Już już- mrucze.
- Co jest?- pyta Leon.
- Muszę wracać, obudziły się.
- Zobaczymy się w Studio?
- Jasne.
Zeskakuje z blatu i zmuszam szatyna by zniżył się do mojego poziomu po czym całuję jego malinowe wargi.
- Kocham Cię- mówię i wychodzę, po drodze zbierając nuty.




***


*LEON*
9:45 a ich nie ma. Tak myślałem. Pewnie się zasiedziały a później jak się zorientowały to trzeba było się ubrać...
W każdym razie miejsce obok mnie jest na razie puste, tak samo jak dwa za nami.
Patrzę na Angie. Lubię jej zajęcia. Z taką pasją opowiada to wszystko...
- Dzień dobry, przepraszamy za spóźnienie!- słyszę trzy głosy mówiące to samo. Chichoczę.
Violetta siada obok mnie i składa na moim poliku całusa swoim miękkimi ustami po czym pilnie notuje to co mówi nasza nauczycielka. Jednak nie słyszę chichotów z tyłu...Odwracam się i widzę Fran siedząca koło Brodwaya i Cami lampiącą się na Diego. O CHOLERA.

Zostało ostatnie 10 minut lekcji.
- Chcielibyście się czymś pochwalić, może o coś zapytać?- pyta Angeles.
- Tak!- wypala siedząca obok mnie kruszyna.- Cami napisała nową piosenkę!
Podaje nuty ze słowami nauczycielce po czym siada uśmiechnięta obok mnie. A tymczasem Camila gapi się na nią w niedowierzaniu.
- Camila, ładna...i ta melodia...
- Co?- pyta zaskoczona. Nie powiedziały jej czy jak??
- Może byś ją przedstawiła?
- Ummm...napisałam ją wczoraj w nocy...nie za bardzo ćwiczyłam jeszcze...może na następnych zajęciach?- wykręca się jak tylko może rudowłosa.
- Dobrze. A właśnie, Mickie, twoja piosenka, bardzo ładna. Mamy w planach zorganizować koncert, może byśmy ją dodali do scenariusza?- mówi Angie.
Chłopak wzrusza ramionami.
- A nie sądzisz, że dobrze brzmiałaby w duecie?- dalej ciągnie ten temat.
O nie nie. Nie zgadzam się.
- Nie wiem, nie próbowałem.- odpowiada cicho.
- To spróbujmy. Z kim chciałbyś zaśpiewać?
Jego wzrok koncetruje się na dziewczynie siedzącej obok mnie a mi krew zastyga w żyłach.

2 komentarze:

  1. Wspaniały :)

    OdpowiedzUsuń
  2. wracam i mówie ccccccuuuuuuuuuudddddddooooooo !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.