26.11.2015

ROZDZIAŁ 57

DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ


*VIOLETTA*
- Kurwa!- piszczę i wpadam na Leona idącego tuż za mną, depcząc mu stopę swoją szpilką na co on cicho miauczy.
Patrzę się na rozgrywająca scenę przez dłuższą chwilę wciąż trzymana przez Leona.
- Kochanie, ja wiem, że dużo wytrzymam ale bez przesady- syczy mi do ucha. Budzę się z otępienia i odskakuję.
- Jezu, Leon, przepraszam!!!
- Dam radę.- rzuca mi półuśmiech.
Dorośli ogarniają się i wstają z kanapy,jednak na to nie zważam. Skupiam się na Leonie.
- Leon, siadaj, idę po lód! Boże, co będzie jak ty nie będziesz mógł tańczyć...O Jezu- nakręcam się i ruszam w stronę kuchni jednak Leon łapie mnie za nadgarstek i przyciąga do siebie.
- Pójdziemy do mnie, sądzę,że dorośli potrzebują chwili prywatności- patrzy podejrzliwie na tatę i Angie.
- Ale ja prowadzę- zastrzegam. Przewraca oczami i niechętnie kiwa głową.


- Pamiętasz ten moment?- pytam się go zapłakana. Ten moment gdy wracaliśmy z najlepszej randki pod słońcem. 
- Jak mógłbym zapomnieć- patrzy się na swoje stopy.
- Skarbie, bardzo Cię przepraszam za tamto.- łapię go za rękę.
- Viola, przecież nic się nie stało i już mnie przepraszałaś.- ściska moją dłoń.
- Ale mi głupio.
- Oj tam- całuje moją dłoń. Uśmiecham się słabo.- No i co dalej?
- Angie jest moją mamą.- szepczę załamana. Leon przytula mnie mocno. Czeka na cześć dalszą.- To...było kłamstwo, że moja mama umarła. Angie po prostu uciekła bo się bała. Zmieniła się więc ojciec jej nie poznał gdy przyjechała "jako nauczycielka". A ona po 17 latach sobie przypomniała, że ma córkę!- zaczynam szlochać. Leon przyciąga mnie do siebie jeszcze bliżej i całuje w czoło.
Nagle ktoś puka do drzwi, przerywając ten moment.
- Otworzę- Leon mnie puszcza.
- Nie- powstrzymuje go- Nie puszczaj mnie.
Leon bierze mnie na ręce i idzie do drzwi. Wygląda to jakbym była małym dzieckiem. Ale nie zważam na to. Jego dotyk jest taki kojący. A ten zapach...
 Za drzwiami stoi Angie.
- Zamknij je- syczę.
- Violu...- zaczyna kobieta.
- Nie nazywaj mnie tak.- przerywam jej. Nie chce tego słuchać.
- Violetta...- próbuje ponownie.
- Nie!- chowam swoją twarz w koszuli Leona.
- Angie, sądzę że to nieodpowiedni moment na rozmowę- mówi chłodno Leon. Zamyka drzwi i idzie do kuchni. Sadza mnie na blacie jednak ja wciąż nie chce go puścić.
- Violuś, puść mnie.- szepcze mi do ucha. Jego oddech przyjemnie łaskocze moje ucho. Niechętnie go puszczam a on się uśmiecha.
- Zbyt się narzucam co?- mówię, skubiąc rowek mojej spódniczki. Szatyn podchodzi do mnie i łapie mnie za ręce.
- Viola, skądże!- rzuca zaniepokojony.- Wiesz, że Cię uwielbiam i zawsze będę cię wspierać.
- Jestem chyba uzależniona od twojego dotyku.- mruczę zarumieniona.
- A ja jestem uzależniony od ciebie.- mruczy seksownie. Całuję jego malinowe usta.
- Kocham Cię.- szepczę i wtulam się w niego.


*FRANCESCA*
- Fran...- słyszę Broadwaya i automatycznie się uśmiecham, Siada koło mnie na ławce.- Nie miałabyś ochoty na spacer?
- Jasne- uśmiecham się. Chłopak wstaje i podaje mi rękę, którą ochoczo chwytam.
Idziemy już jakieś 20 minut. Podziwiamy otaczającą nas naturę i wymieniamy uśmiechy. Po chwili Broadway znika i wraca z kwiatkiem w dłoni.
- Proszę bardzo- wręcza mi go a ja się rumienię.
- Dziękuję- mruczę.- Z jakiej to okazji?
- Właściwie to...Francesca...-użył mojego pełnego imienia, coś się szykuje- bo...
Decyduję się złapać go za rękę.
- Tak?- łagodnie zachęcam go do wyznania.
- Ten dzień kiedy zaprosiłem Cię na kurs salsy...nie bez powodu wybrałem Ciebie...świetnie tańczysz...gdy patrzyłem na Ciebie jak ćwiczysz i wirujesz po sali...z każdą chwilą zakochiwałem się w Tobie coraz bardziej i....jezu...FRANCESCA ZAKOCHAŁEM SIĘ W TOBIE!- wypala a na moją twarz wskakuje wielki uśmiech. Rzucam mu się na szyję.
- To znaczy, że...- zaczyna speszony gdy się odsuwam.
- Broadway ja też się w tobie zakochałam. Ćwiczyłam najciężej jak mogłam żeby źle przed tobą nie wypaść...chciałam, żebyś zwrócił na mnie uwagę.- mruczę, spuszczając głowę.
Chłopak podnosi mój podbródek i patrzy mi głęboko w oczy.
- Nie musiałaś. Już dawno zwróciłem na Ciebie uwagę. - mówi dosyć seksownym głosem. Szczerzę się jak głupia. Chłopak przybliża się do mnie. Powtarzam jego ruch.
Złączamy usta w pocałunku.


*CAMILA*
Zraniłam go czy nie? Na pewno weszłam na zakazany teren.
Postanowiłam przeprosić Diego. Ryzykowne ale...nie chce żyć z przeczuciem, że sprawiłam mu ból.
Stoję pod jego drzwiami. Musiałam go śledzić, żeby tutaj dotrzeć.
Biorę głęboki wdech i pukam do drzwi.
- Kogo nie...- zaczyna ale nie kończy brunet widząc mnie za drzwiami.
- Cześć- mówię bawiąc się palcami.
- Co ty tu robisz?!- pyta opryskliwie, po czym patrzy za siebie i wraca wzrokiem do mnie.
- Ja...chciałam przeprosić.- dukam. Jego brwi podjeżdżają do góry. Spuszczam wzrok na swoje buty, inaczej nic bym nie powiedziała.- Wtedy w parku gdy powiedziałam te słowa...tak strasznie się wkurzyłeś i...ja wiem, że weszłam na zakazany teren.....nie chciałam ci sprawić bólu czy coś...Przepraszam. Diego milczy osłupiały. Powracam wzrokiem do niego i widzę coś na kształt...ulgi w jego oczach?
- Pójdę już- mruczę. Jeszcze raz patrzę w jego orzechowe oczy. Po czym nieświadomie całuję go w policzek i szybko odbiegam.
Wpadam na Ludmiłę. Cholera jasna.
- Patrz jak łazisz wiewióro!
- Przepraszam.
- Byłaś u Diego?
- Słucham?!
- W tej okolicy tylko on mieszka.
- Skąd ty to niby wiesz?!
- Ludmi wie wszystko- syczy.
Odchodzę szybkim krokiem.
Dzwonię do Violetty. Nie odbiera. Leon.
- Leon?- pytam gdy słyszę jego głos w słuchawce.
- Tak, coś się stało?
- Jest u Ciebie Vils?- pytam smutna.
- Tak ale...-słyszę zawahanie w jego głosie. Nie chcą mnie tam.
- Nieważne.- rzucam i już chcę się rozłączyć.
- Nie! Wpadnij do nas.- rzuca Leon.
- Na pewno?
- Jasne.
Chowam telefon do torebki i łapię taksówkę. Tylko Diego może mieszkać na takim odludziu.


*LEON*
Dzwonek do drzwi.
- Otworzę- mówię, gdy Violetta przygotowuje ciasto na babeczki. Przynajmniej to poprawiło jej humor. Przybycie Camili również powinno.
Otwieram drzwi i widzę tam Cami. Rudowłosa całuje mnie w policzek i wchodzi do środka. Coś jest nie tak.
- Cami!- piszczy Viola i ściska przyjaciółkę. Ta prawie w ogóle nie odwzajemnia uścisku.- Camila?
- Cześć Vils- mówi smętnie rudowłosa.
- Co się dzieje?- pyta zaniepokojona moja luba.
- Bo...- zaczyna Cami i spuszcza swój wzrok na beżowe koturny. Otwiera usta by coś powiedzieć ale ktoś dzwoni do drzwi. Viola patrzy się na mnie.
- Zajmę się tym.- mruczę i ruszam do drzwi.  Otwieram je i moje brwi podjeżdżają do góry ze zdziwienia.
Wypuszczam powietrze.
- Jezu, ty znasz mój adres- mówię z irytacją.


*VIOLETTA*
- Cami, co jest?- pytam zaniepokojona moją przyjaciółkę. Na chwilę zapominam o mojej sytuacji.
- Ja...poszłam do niego i go przeprosiłam.- duka.
Przymykam oczy. Diego.
- Zrobił Ci coś? Co ci odpowiedział?- pytam. Powinna się cieszyć a jest smutna.
- Nie...nic nie powiedział ale...
- Już jej powiedziałaś skarbie? Jak było u Diego?- słyszę TEN głos. Patrzę na drzwi i widzę w nich Ludmiłę a za nią zyirytowanego Leona.
- Co ty tu robisz?!- sycze.
- Przyszłam do tej wiewióry, co uciekła przede mną.
- Cofnij to!- warcze na nią.
- Podsłuchiwałaś mnie?!- warczy rudowłosa.
- Skarbie, już ci mówiłam, ja wiem wszystko- piszczy blondynka a we mnie się gotuje. Odwraca swoją głowę do mnie.- Jak tam Angie? Dzisiaj była dosyć nie w sosie jak przyszła do Studio.
- Ty suko!- O mało się na nią nie rzucam. Leon łapie mnie w talii. - Wynoś się!
- Nie do ciebie przyszłam!- warczy na mnie. Przypomina mi się jak Angie na mnie zawarczała i dębieje. Leon przyciąga mnie do siebie. Ludmiła zwraca się do rudowłosej. Nie słucham ich ale kłócą się. Coraz głośniej.
Tak jak ja z Angie rano.
Łzy zaczynają cieknąć po moich polikach.
- Cisza!- nie zwracają na mnie uwagi- CISZA DO CHOLERY!
Ludmiła patrzy na mnie z jadem. Zwracam się do niej.
- Słuchaj no. Nie wiem co tutaj robisz ale wynoś się. Co jest pomiędzy Diego I Camilą to wyłącznie ich sprawa, nie twoja. Nie jesteś pępkiem świata, jasne?! Nie musisz wszystkiego wiedzieć i być w centrum uwagi. Nie wiem jak możesz tak krzywdzić ludzi. Krzywdzisz tym siebie, nie widzisz? Wyjdź z tego domu i odwal się od nas wszystkich!
- Ale Violetta ja jestem...
- Nie obchodzi mnie kim jesteś! Dla mnie jesteś bezduszną osobą, uważająca się za centrum wszechświata, która wtrąca się we wszystko i rani innych! A teraz wyjdź bo mam inne sprawy na głowie niż zajmowanie się tobą!- wrzeszczę. Ludmiła urażona opuszcza pomieszczenie a ja biorę głęboki oddech. I zauważam dziwny swąd.- No i masz, babeczki się spaliły.


*LEON*
Wyłączam piekarnik i otwieram okno. Patrzę na Violette. Stoi smutna i wypompowana. Wyciąga rękę do Camili.
- Rozumiem, że sam Diego nie jest problemem tylko Ludmiła?- rudowłosa kiwa głową.- Nie warto się nią przejmować. Każdy wie jaka jest i nie uwierzy jej. A Diego...nikogo nie słucha. Nic złego się nie powinno stać.
Przytulają się.
- Pójdę już- mruczy rudowłosa. Violetta chce oponować ale ta kręci głową.- Przemyśle to sobie. Nie wiem czy to był dobry pomysł przychodzić tutaj. Przepraszam. Masz pewnie jakiś problem z Angie a ja jeszcze tutaj sprowadziłam Ludmiłę...Przepraszam.
- Camila...nie masz za co. Zadzwonię do ciebie jutro i się spotkamy co?- uśmiecha się lekko szatynka. Przytulają się raz jeszcze.
- Odwiozę Cię- sugeruję a rudowłosa chce oponować.- Jeszcze spotkasz tę żmiję albo Diego. Chodź.- wyciągam do niej rękę. Camila podchodzi a ja obejmuje ją ramieniem i wychodzimy po drodze posyłając Violi buziaka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.