6.02.2015

ROZDZIAŁ 41


Kocham Was wszystkich <3

*LEON*
Oni mnie przeklną. Raz się spóźniłem- odpuścili. Dali drugą szansę. A ja znów zawaliłem. Ale to moja wina, że moja Viola jest tak absorbująca?
Wszedłem cicho drzwiami. I usłyszałem dosyć ciekawa rozmowę, zdejmując buty.
- Znów się spóźnia. Dwa razy tego samego dnia?!- zapytał troszkę wzburzony mój ojciec.
- Philip, zrozum, zakochany jest. Znów idzie do nas od tej Violetty. Bardzo kochana dziewczyna z niej jest. Dzisiaj rozmawiałam z jej ojcem, dzwonił by usprawiedliwić naszego syna. Nie chcesz wiedzieć co oni wyprawiali rano...dżem...nutella...basen...bieganie po domu. Podobno nasz telefon przerwał im wspólną zabawę. German mówił mi, że śmiali się wszyscy razem do rozpuku. A dzisiaj, kiedy powinien siedzieć tu z nami, German przyłapał ich na patrzeniu sobie w oczy i uśmiechaniu się. Kompletnie zatraceni. Niby ma ta dziewczynę jak jej tam...Lena? Laura?Lara...tak Lara. Miłość, miłość wszędzie. Jak można być złym ?
- Masz może trochę racji. Razem ładnie wyglądają. To tylko kilkanaście minut...dla miłości ...
Pamiętasz jak my byliśmy młodzi ?
Zaśmiali się.
Trzasnąłem głośno drzwiami. I zjawiłem się w salonie. Spojrzeli spłoszeni na mnie.
- Synu...
- Wiem wiem. Spóźniłem się . Ale tyle rzeczy się dzieje..- uśmiechnąłem się czarująco, przerywając wypowiedź by nie domyślili się, że podsłuchiwałem.- Przepraszam.
- Dobrze...ta dzisiejsza młodzież...- westchnęła mama.
Usiadłem przy stole i zacząłem słuchać jak zawsze co dzieje się w świecie tych starszych dorosłych...myślami wciąż będąc przy Violettcie...


TYDZIEŃ PÓŹNIEJ

*VIOLETTA*
Zabieram się wreszcie za piosenkę. Nie prowokując nikogo wybrałam Mickie'go. Jesteśmy razem przecież. Normalne...prawda?
Zaczęłam o nim myśleć. Może jakaś melodia przyjdzie mi na myśl. Próbowałam coś stworzyć ale nic. Pozornie od tygodnia wszystko jest z nami w porządku ale...ostatni raz byłam szczęśliwa...tydzień temu. Leon.
Pomyślałam o nim. O tym, że znów nie mamy kontaktu. Drugie połówki, brak problemów...podobno. Tak strasznie mi go brakuje...Tęsknię, cholernie tęsknię.
Stanęły mi przed oczami jego śliczne szmaragdy. Pełne wyrozumiałości...spokoju...bezpieczeństwa..
Bezpieczeństwo. Jego zapach...
Otworzyłam szafę i wyciągnęłam jego koszulę, po czym ją włożyłam. Nie, jeszcze mu jej nie oddałam. I prawdopodobnie nigdy tego nie zrobię.
Pachniała nim. Ujrzałam wszystkie momenty spędzone z nim. Nieziemsko przystojny. Przytulający...całujący w czoło...skaczący przez kanapę...uśmiechający się...jego dołeczki..silne ramiona.
Hej, co z Mickie'm?!
Do głowy wleciały mi słowa. Zapisałam je szybko.
Descubrí sobre mi espejo
Que hay más
Que el reflejo que me da

Zaczęłam nucić, wciąż mając Leona przed oczami...i do głowy wpadła mi jako taka melodia.
Tak powstało Descubri.
Spojrzałam na tekst jeszcze raz .
Zaśpiewałam.
Melodia...jest ale trzeba troszkę dopracować.
Piosenka była ładna. Śliczna. Opisująca sytuacje...to co czuje.
Ale...
Była dla Leona.

4.02.2015

ROZDZIAŁ 40

10 tysięcy wyświetleń <3 Dziękuję Wam bardzo bardzo! Kocham Was!



*VIOLETTA*
Ujrzałam...
Mickie'go. Stał przy oknie. Na dźwięk otwieranych drzwi odwrócił się. Zamknęłam drzwi i patrzyłam na niego zdziwiona. Jak on się tu dostał? Otwarte drzwi na balkon.
Oczywiście.
- Violetta...- ujrzał męska koszulę w moich rękach. Spojrzał pytająco.
- To dla Ramallo- wymyśliłam na poczekaniu.- Ma jutro urodziny. Stwierdziłyśmy z Angie, że koszula będzie odpowiednia. Nie może się dowiedzieć, musimy to jakoś zapakować.
Ściszyłam głos i puściłam mu oczko. Pokiwał głową.
- Tak więc...przepraszam. Zależy mi. Staram się. Czy...możemy być razem? Brakuje mi cię.- zbliżył się do mnie. Zaczął mi dzwonić telefon. Na szczęście odwrócony ekranem do dołu.
- Dobrze- zignorowałam telefon. Przytulił mnie i lekko musnął usta.
- Lecę. Do jutra. Przyjdę po ciebie.- opuścił pomieszczenie. Odprowadziłam go do drzwi. Wychodząc natknął się na Leona.
Jasna cholera.
- Leon?- zapytał.- Co ty tutaj robisz?
Stając za Mickiem, mówiłam bezgłośnie do niego: Ramallo, urodziny, jutro.
- Hej- odezwał się właściciel szmaragdowych oczu.- Ramallo ma jutro urodziny, mam rację Violetta?
Był taki głuchy. Bolało. Jakby nie chciał mnie znać. Skinęłam głową.
- Ale..
- Ramallo, niegdyś zaopiekował się mną. Wiele mu zawdzięczam. Nie mógłbym nie złożyć mu życzeń. To dla mnie ważny człowiek.
- Akurat Ramallo?- spytał podejrzliwie Mickie.
- Nasi rodzice prowadzą razem interesy.
- Dobrze...- nie wyglądał na przekonanego.
Odwrócił się do mnie i pocałował w policzek, łapiąc w talii.- Lecę. Pa Violuś.
Violuś???
Opuścił posesję.
- Leon?- zapytałam- Co ty tu...?
- Idę właśnie do rodziców. Chciałem sprawdzić co u ciebie. Wszystko ok?- kiwnął głową w stronę furtki przez którą chwilę temu wychodził Mickie. Usiedliśmy na kanapie.
- Tak.
- Pogodziliście się?
- Chyba tak...- spojrzał na mnie pytająco- to było takie...szybkie Leon. Przepraszam, brakuje mi Cię, możemy być razem, całus i muszę lecieć.
- Rozumiem.- przytulił mnie. Zrozumiał że jestem niepewna.
- Aaa...skąd Ramallo w całej historii?
- Jak się ogarnęłam, wzięłam twoją koszulę by ją wyprać i ci oddać. Ale...spotkałam Mickie'go. Wymyśliłam, że koszula to prezent dla Ramallo. Skłamałam. Szczerość wszędzie- skwitowałam z sarkazmem.
- Wiem o czym mówisz. Lara przyszła się pogodzić gdy wróciłem od ciebie. Cały w dżemie...bez koszuli...mokry...szopa na głowie...skłamałem, że Andreas nocował i wariowaliśmy.
- I co udało się?
- Uwierzyła. Andreas mnie kryje.
- Ale pogodziliście się z Lara?- spytałam niepewnie.
- Tak. Udało się.- powiedział cicho.
- W takim razie, uśmiech Panie Verdas- powiedziałam radośnie.
Spojrzał mi w oczy, uśmiechając się. Odwzajemniłam. I tak oto siedzieliśmy naprzeciwko siebie na kanapie, uśmiechając się promiennie do siebie.
- Violetta, już 15, idę...- przerwał mój ojciec, wchodząc do pomieszczenia. Na nasz widok zatrzymał się- O Leon...
- Chwila...co pan powiedział?- zapytał się go Leon.
- Że idę pograć w golfa bo już 15.- powtórzył mój tata zdziwiony.
- 15?!!!- krzyknął Leon- Jezu, znowu!!
Pocałował mnie w polik, przeskoczył kanapę i o mało nie taranując mojego ojca wyleciał z domu, już drugi raz dzisiejszego dnia. Zaśmiałam się widząc minę mojego ojca.
- Co mu się stało?- zapytał bardzo mocno zdziwiony. Wzruszyłam ramionami.
Mój wariat.
- Czyli wychodzisz?- zapytałam zmieniając temat.
- Tak. Będę na kolację.
- Ramallo w domu?
- Tak, w gabinecie.
- Miłego dnia- powiedziałam całując go w policzek.
Do domu wpadły Fran z Cami.
- Co się stało Leonowi?- zapytały.- O mało nas nie przewrócił przy wejściu!
- Witajcie w klubie, dziewczęta.- powiedział mój ojciec.- Życzę miłego.
Opuścił pomieszczenie. Zaczęłam się śmiać. Dziewczyny usiadły koło mnie.
- On już dzisiaj tak drugi raz.
- Drugi?- kiwnełam głową.
- Rano- powiedziałam dalej się śmiejąc.
- Viola?- nie mogłam zapanować nad swoim śmiechem.
- Basen...dżem...dywan...- dostałam napadu śmiechu aż spadłam z kanapy.
- VIOLETTA! Co się działo po naszym wyjściu?- zapytały równocześnie. Potrząsnęły mną.
Dziesięć minut później, opowiadałam im całą historię.

1.02.2015

ROZDZIAŁ 39

Urodzinowy, dla Andżeliki <3


*LEON*
Nie chciałem opuszczać domu Castillo. Dobrze mi tam było. Violetta...dobra atmosfera, śmiech, zabawa. Nie wiedziałem, że ojciec Violi nam na to pozwoli, że jest taki rozrywkowy. W sumie fajny.
Takie to myśli krążyły po mojej głowie gdy biegłem do domu moich rodzicieli.
Wpadłem do środka i zauważyłem ich czekających z niecierpliwością przy stole. Na mój widok zakrztusili się właśnie pitą kawą. Nie wiedziałem o co chodzi. Mama wskazała mi lustro. Spojrzałem na swoje odbicie i uświadomiłem sobie, że na twarzy mam dżem, włosy w nieładzie a koszula została u Violetty.
- Synu...ogarnij się i może wpadnij na obiad co?- zaproponował mój ojciec.
- Ale tradycja..- zacząłem.
- Tylko ten jeden raz. Zresztą zjemy posiłek razem tylko popołudniu a nie rano.
- Mamo?- spytałem niepewnie. Co się stało? Zawsze dbali o tą tradycję. Powstała kiedy poznałem Viole. Wtedy polepszyło się między nami. Ale nigdy jej nie zlekceważyli. Żadnych spóźnień co niedzielę. Co się dzieje?
- Kochanie, ojciec ma rację. Spotkajmy się o 15, co ty na to?- rzekła moja matka a ja stałem jak wryty, patrząc się na nich.
Stałem tam dalej, nie mogąc zrozumieć co się dzieje.
- Leon, idź. Jesteś w dżemie, do połowy nagi, mokry a na głowie masz szopę większą niz dziadkowie na wsi.- skomentował mój ojciec.
Obróciłem się i ruszyłem do domu. Wszedłem do środka i skierowałem się do łazienki. Chwyciłem za ręcznik i zacząłem ścierać dżem z twarzy gdy usłyszałem pukanie do drzwi.
- Cholera- mruknąłem i poszedłem otworzyć. Kogo ujrzałem?
Lara. Patrzyła się na mnie zdziwiona.
- Cześć?- powiedziałem lekko..poruszony jej obecnością?
- Hej- odpowiedziała nieśmiało.- Emmm..wiesz że jesteś w dżemie..
- Do polowy nagi, mokry a na głowie mam szopę. Tak wiem. Ale to chyba nie powód twojej wizyty?- przerwałem jej łagodnie.
Spuściła głowę.
- Nie. Leon..

- Tak?
- Ja nie powinnam..
- Słuchać Diego..- wtrąciłem cicho. Skinęła głową.
- Ale ty i Violetta...nie wiem dlaczego go posłuchałam...uwierzylam. Nie powinnam. Nie powinnam robić ci awantury. Przepraszam.- przerwała, biorąc oddech. Czułem, że chce coś jeszcze powiedzieć. Czekałem w ciszy.
- Brakuje mi Cię, Leon.- łza spłynęła po jej policzku. Przytuliłem ją. Ale to nie to samo co z Viola...
- Przeprosiny przyjęte.- spojrzała na mnie a ja delikatnie ją pocałowałem. Uśmiechnęła się.
- A tak na marginesie...co ci się stało?- zapytała z iskrami w oczach.
Nie mogę powiedzieć że ostatnie 24 h spędziłem z Viola.
- Eee..długa historia. Andreas i ja.. lepiej nie mówić.- uśmiechnąłem się sztucznie, zmyślając na poczekaniu.
- Wariaci- parsknęła śmiechem.- Widzimy się jutro, Leoś?
Skinąłem głową. Leoś...
- Musisz iść?- zapytałem.
- Tak. Idź się ogarnij mój wariacie- pocałowała mnie w policzek i zniknęła.
A ja wyciągnąłem komórkę i wybrałem numer Andreasa. Odebrał po chwili.
- Stary, musisz mnie kryć- rzuciłem odrazu.
- Co?- powiedział zdezorientowany.
- Nocowałeś u mnie. Ważne elementy: dżem i woda.
- Że co?!
- Kryj mnie przed Lara. Jeśli cię spyta, wymyśl jakąś historyjkę. Jestem cały w dżemie, mokry i mam szope na glowie.
- Ok. Mogę do ciebie wpaść?
- Jasne. Do 14:30 jestem w domu. Potem rodzice.
- Czy wy nie..
- Tak tak. Wiele się zadziało. Wpadaj jeśli chcesz wiedzieć więcej.
Kliknąłem czerwona ikonkę i odlożyłem telefon. Wszedłem pod prysznic. Po kapieli, spojrzałem w lustro.
- Aaa- jęknąłęm patrząc na moją grzywkę. Przeczesalem włosy i ruszyłem do garderoby. Na razie włożyłem T-shirt a potem do rodziców koszula...A właśnie. Moja ulubiona jest u Violi. Zostanie na później. Nie pierwszy raz u niej spałem. Stanąłem przed lustrem.
Musisz się za to zabrać.
Zająłem sie swoją grzywką.
Godzinę później nadal nie mogłem jej ułożyć, nie mówiąc ile żelu na to poszło.
- Szlag!- wrzasnąłem, rzucając grzebieniem. Pasmo nie chciało sie ułożyć.
- Stary, spokojnie.- powiedział Andreas, podnosząc przedmiot z ziemi i podając mi go. - A teraz opowiadaj.
- Długa historia.
- Dawaj.- ponaglil mnie.- Po kolei co się zdarzyło.
- Lara zrobiła mi awanturę o Violette. Idąc wkurzony parkiem, zaczepił mnie Diego, o dziwo wiedząc o wszystkim. Okazało się, że nagadał Larze, że zdradzam ją z Violetta. I dowiedziałem się, że Mickie usłyszał nasza kłótnie i zrobił to samo Violettcie co mi Lara. Poszedłem do niej i spotkałem tam Fran i Cami. Zaopiekowaliśmy się Viola. Zrobiliśmy obiad. I fajnie potem spędziliśmy czas.- mówiłem, układając grzywkę dalej.
- To dalej nie wyjaśnia czemu mam cie kryć.- westchnął oparty o futrynę.
- Potem Fran i Cami poszły a ja zostałem z Viola, nikogo nie było w domu. Nie chciałem zostawić jej samej. Odwiedził nas Mickie...a potem zrobiło się ciemno. Położyłem Viole do łóżka, wrócił jej ojciec, wypiliśmy kieliszek koniaku rozmawiając..
- Że co?!- przerwał mi Andreas.- Piłeś z Castillo?!

- Tak. Powiedział mi nawet, że widzi mnie na miejscu swojego zięcia. Nigdy nie zakrztuś się drogim koniakiem. W sumie fajny gość. A potem powiedział, że mam spać w gościnnym. Rano wygłupialiśmy się z Violetta...basen...dżem...nutella...bieganie po domu. Nagle zadzwonili moi rodzice, przypominając mi o wspólnym śniadaniu i tradycja..i wyleciałem z domu Castillo. Dlatego koszula jest u Violi. Jak wszedłem do domu rodziców, odprawili mnie mówiąc, że "Jestem w dżemie, do połowy nagi, mokry a na głowie mam szopę większą niż dziadkowie na wsi."- zacytowałem.-Kompletnie o tym zapomniałem. Zdziwiłem się zawsze przestrzegali tradycji. Sam wiesz.
Andreas skinął głową.
- Wróciłem do domu i po chwili przyszła Lara, pogodziliśmy się. Ale zapytała co mi się stało...nie mogłem jej powiedzieć, że ostatnia dobę byłęm z Violetta. Dlatego zmyśliłem, że nocowałeś.
Andreas po chwili zaczął powoli kiwać głową na znak, że rozumie.
- Ogarniasz?
- No...tak.
- Będziesz mnie krył?
- Stary...co to za pytanie?
- Dzięki- przybiliśmy zolwika.
Spojrzałem w lustro. Grzywka wreszcie gotowa.

Obserwatorzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.