16.07.2015

ROZDZIAŁ 55

Spóźniony troszkę ale no...Nie sądzicie, że trochę za dużo Leonetty w rozdziałach?





*CAMILA*
Patrzę się na rozgrywająca się scenę. Zadziwia mnie postawa Violetty.
Spoliczkowała Diego. Darła się mu w twarz. A teraz...
- Nigdy nie będę twoja(...)- patrzę na Violettę, która jest tak blisko z Diego. Spoglądam na Leona. Trzyma Vils w talii z zacięta mina. Ale jego oczy...Widzę zaskoczenie i nutkę zazdrości gdy Viola głaszcze Diego po policzku. Moje brwi same podjeżdżają do góry.
Po chwili wszyscy sie rozchodzą. Patrzę za odchodzącym Diego. Jego sylwetka, postawa...taka...buntownicza.
Cholera. Ależ on jest przystojny.
Spodobał mi się.


***


- VILS!- wpadam do pokoju przyjaciółki i zastaje niecodzienny choć chyba dla nich codzienny widok. Violetta siedzi na łóżku i czyta książkę a Leon obejmując ją w talii, z głową na jej brzuchu cicho chrapie. Na mój krzyk Violetta podnosi głowę, wzdrygając się a Leon przez to otwiera oczy, patrzy sie na mnie niewyraźnie i zapada dalej w drzemkę. Vils uśmiecha się słodko i klepie ręką po drugiej stronie łóżka.
Stoję jak wryta. - Cami? Halo??-pyta Viola. - Aa tak.- ściągam buty i wskakuje na jej łóżko.
- Więc Cami co Cię do mnie sprowadza?- pyta Vils.
- Eem no...problem.
- Cami do rzeczy. - Aleeeee....- patrzę niepewnie na Leona. Vils śmieje się cicho.
- On Cię nie słyszy. Nawet jeśli to i tak zapomni. Pewnie nie wie nawet, że tu jesteś.- chichocze szatynka.
Patrzę na nią nieprzekonana. - Cami, mój ojciec krzyczał, Angie piszczała, był harmider, wszyscy się obudzili, tylko nie on. Nawet jeśli twój sekret jest bezpieczny. Mów.- mówi rzeczowo przyjaciółka.
- No więc chodzi o Diego. On...- zaczynam i nie kończę.
- Co ci zrobił?!- mówi lodowato Vils i napręża się, gotowa do ataku. Leon ściska ją mocniej jakby miała mu uciec.
- Nic z tych rzeczy Vils- uspokajam ją.- W sumie poszłabym z tym do Fran ale jej nie ma bo coś robi z Brodwayem i...- znowu nie kończę swojej wypowiedzi.
- Wiec przyszłaś do mnie...CHWILA CO?!- docierają do niej moje słowa a w jej głosie słyszę podekscytowanie.- FRAN Z BRODWAYEM???!
- Tak- śmieje się.- Zobaczymy co z tego bedzie haha.
- Prawda. A co z tym Diego?- powraca do tematu.
- Bo on no...wiesz no...- plątam się.
- Cami no właśnie nie wiem - usmiecha sie zachęcająco Vils.
- Jest przystojny, taki buntowniczy, ma taki fajny styl i....
- Podoba Ci się co?
- Tak- szepczę.
- Nie jest łatwy do zgryzienia- mruczy.
- Po prostu coś go tak ukształtowało- zaczynam go bronić.
- Cami ja to wiem ale po prostu...
- Wiem Vils- kładę rękę na jej ramieniu.
- Cami, kiedyś może ten facet się zmieni. I wtedy bedzie twój!- chichocze.
- Taaa jasne- uśmiecham się szeroko. Patrze na Leona. W sumie pospałabym, pogoda do niczego...
Vils mnie rozgryza i klepie się po brzuchu. No to wale w kimono.



***


Moja poduszka się rusza co mnie budzi. Otwieram oczy i nagle widzę zielone tęczówki zaraz naprzeciwko moich.
- AAAAAA!- drzemy się z Leonem odskakując.
- CAMILA?!
- LEON?!
Violetta śmieje się wniebogłosy.
- Co jest takie śmieszne??- pytamy razem z Leonem.
- Spójrzcie w lustro.- chichocze Vils. Patrzymy z Leonem w lustro wiszące na środku pokoju szatynki. O MATKO BOSKA. Moja fryzura jest nawet znośna ale grzywka Leona...pasma we wszystkie strony... Zaczynam chichotać.
- VIOLA COŚ TY ROBIŁA Z MOIMI WŁOSAMI?!- drze się Leon.
- Za dużo lakieru skarbie- szatynka posyła mu buziaczka a Leon rzuca się na łóżko i zaczyna ją łaskotać. Violetta wyrywa mu się i zaczyna uciekać. Staję  na balkoniku i obserwuję goniąca się dwójkę. Salon, kuchnia, jadalnia, ogród- latają wszędzie. Violetta się schowała za krzakiem. I sądziła, że ostrożnie wyminie Leona. I cóż. Nie wyszło. Leon złapał ją w locie ale zaraz obok był basen...i oboje do niego wpadli. Patrzę na chlapiących się zakochanych.
Nagle do domu Castillo wpada Fran.
- Francesca!- piszczę i lecę na dół. Na ostatnim stopniu jednak potykam się i laduję w ramionach Leona.
Ups.


*LEON*
Wychodzę sobie z basenu, pomagam wyjść Violettcie, wchodzę do salonu gdy...w ramiona wpada mi Cami. Patrzy się na mnie zmieszanym wzrokiem a ja uśmiecham się pod nosem.
- Sorki- mruczy zarumieniona i prostuje się.
- Spoko, jestem przyzwyczajony- mówię cwanym głosem i spoglądam wymownie na moją ukochaną.
- Phi!- prycha szatynka i uderza mnie w ramię po czym zaczynamy się śmiać. Camila do nas dołącza.
- EKHEM!- chrząka Francesca a my jak jeden mąż patrzymy na nią.- Przeszkadzam?
- Nie- chichocze Viola.- Co Cię do nas sprowadza?
- Emmmm....- spuszcza wzrok czarnowłosa- Chciałam pogadać.
Cami i Viola patrzą się na mnie wymownie.
- Dobra, dobra rozumiem- podnoszę ręce w geście obronnym.- Wychodzę i idę się przebrać. Ja mam twoje ubrania ale ty moich nie- zwracam sie do Violetty a ta się uśmiecha. Całuje ją w kącik ust.- Pa dziewczyny.

*FRANCESCA*
Leon opuszcza dom a ja patrzę z niedowierzaniem na Violette.
- Ma twoje ubrania?!- piszczę.
- No wiesz...często u niego bywam więc tak było praktyczniej.- ucieka wzrokiem a ja sie uśmiecham.
- Mhm- mruczę. - No co?!- pyta z wyrzutem- Koniec tematu. Jak randka z Brodwayem?
Policzki zaczynają mnie piec.
- Jaka randka?- prycham.- To było...przyjacielskie spotkanie.
- Jasne jasne. A ten incydent z nasza Leonetta?- mówi ironicznym wzrokiem.
- Cooo jakiiii incydenttt- jąkam się.
- Pięknie patrzyliście sobie w oczy. Słodziuśnieee- mówi Camila a ja rzucam w nią poduszka. Piszczy.- Eeeejj!
Zaczynamy sie bić na poduszki. Nawet nie zauważamy, że Violi z nami nie ma.
Gdy przestajemy widzimy ją siedząca na schodach i gadająca przez telefon. Z kim? Oczywiście, że z Leonem.
- Tak Leoś, jest u mnie...Co, jaką koszulę? Do rodziców? Hmmm...dżinsowa ale wiesz nie ta jasna tylko ta ciemniejsza...No, możesz te bordowe spodnie założyć jak nie chcesz beżowych...Leon ja mam tylko wyobraźnię, nie widze Cię przecież... Zresztą we wszystkim wyglądasz bosko... Co? No wiem wiem...Nie, rzucają się poduszkami a ja znalazłam twój notatnik więc dzwonię...No co poradzę?... Okej nie będę...
Chrząkamy głośno z Cami. Zwraca na nas swoją uwagę.
- Skarbie muszę kończyć bo już skończyły...Paa, ja też Cię mocno kocham...Pozdrów rodziców...No paa...Nie, ty się rozłącz...Nie, nie rozłącze się pierwsza...
Zirytowana podchodzę do niej i sama rozłączam zakochańców.
- Eeeej!- krzyczy na mnie.
- Nieee, ty się rozłącz, nieee nie rozłącze sie pierwszaaa. - przedrzeźniam szatynkę.
- A ty co? Zazdrosna?!
- Nie skądże, po prostu znudzona.- mówię sarkastycznie.
- Ale Fran przyznasz, że zakochani są wspaniali- wtrąca Cami.
- Camila!- uderzam w nią ponownie poduszką.
- Dobra rozejm!- piszczy Violetta, widząc jak znów szykujemy się do bitwy.- Gadaj co jest między tobą a Brodwayem.
- Nic- burczę zarumieniona. - Fran, tak się nie bawimy!- patrzymy się na nią- Nocowanie!- mówi uśmiechnięta.




***


Budzą mnie dziwne dźwięki. Otwieram oczy i widzę...Camile, która zachowując się jak robot próbuje wyjść z pokoju Vils...oknem.
- Cami?- pytam. Nie odzywa się.- Cami??
Potrząsam Violetta, budząc ją. Podchodzimy do Camili i pstrykamy jej przed oczami.
- Nie jestem robotem, automatem. Jestem superkreatywna.- mruczy rudowłosa.
Chichoczę. Ma rację, wyjście z pokoju zamkniętym oknem to jest coś.
- Fran, ona lunatykuje- szepcze Vils.
- Co robimy??
- Nie wiem.
- Zadzwonię do Brodwaya, jego siostra tak ma.
Wyciągam telefon.
- Brodway?....Tak mamy problem....Co robić z lunatykująca osobą?...Nie budzić...Ja chrzanie...Obserwować...No dobra...Dzięki...Ja też...Dobranoc.
- I co?
- Mamy ją obserwować. Powinna zaniedługo pójść spać i jutro rano nic nie pamiętać.
- Mhm- mówi znudzona szatynka. Siada na łóżku i patrzy na Cami po czym chichocze.
- Fran?- pyta po dłuższym milczeniu.- Co znaczyło to "ja też" jak rozmawiałaś z Brodwayem?
- Nic- mówię i policzki znowu mnie pieką. - Uhmmm, i zarumieniłaś się jak teraz. No powiedzzz.- nalega.
- Nie powiem- spuszczam głowę bo wiem, że za chwilę i tak pęknę i się wygadam.
- Oj no Fran prosze Cię. Myślałam, że się przyjaźnimy i sobie o wszystkim mówimy- mówi udając oburzenie. Uśmiecham się.
- No dobra. Poszliśmy dzisiaj na zajęcia salsy. Wiesz, że Brodway uwielbia tańczyć i zna tyle tego...i postanowił się uczyć salsy ale potrzebował partnerki i mnie zaprosił- uśmiecham się na wspomnienie czarnoskórego, bardzo zadowolonego po zajeciach.- I teraz mi powiedział, że bardzo mu sie podobało i chciałby sie zapisać na stałe, a mi też sie podobało więc...
- Chodzicie razem na salse!- piszczy Vils i mnie przytula.- Musisz mi zdawać relacje! Czemu nie chciałaś o tym mówić? - Bo...nie wiem. Chce się upewnić, że naprawdę mnie lubi a nie potrzebuje tylko partnerki do tańca.
- Oczywiście, że Cię lubi.- uśmiecha się do mnei promiennie.
- Tak jak Ciebie Leon- mówię by zmienić temat. Szatynka rumieni się.- Kochasz go co?
- Bardzo.- mówi rozmarzona.
- Nie miałaś z nim problemów po tej akcji z Diego?
- W ogóle. Przez chwilę się bałam, że się wkurzył ale nie był na mnie zły. Kochany.
- Ten Diego to w ogóle jakiś z kosmosu. Jak się może komukolwiek podobać z takim charakterem?
- Nie uwierzysz ale podoba się naszemu superkreatywnemu nierobotowi- chichocze Vils, wskazując na Cami.
- Naprawdę?- śmieję się. Szatynka kiwa głową.
- Supercreativa automaticada(...)
Patrzymy obie na rudowłosą. Śpiewa.
- Ej Vils to całkiem niezły tekst- szepczę do szatynki.
- Zapiszmy go.- chwyta swój różowy pamiętnik i zapisuje tekst śpiewany przez rudowłosą.
Po chwili Cami przestaje i wraca do łóżka po czym zasypia. Idziemy w jej ślady.


***


*VIOLETTA*
Budzę się wcześnie. Biorę ubrania i kieruję się do łazienki. Intryguje mnie piosenka Camili. Popracowałabym nad melodią ale nie chce przeszkadzać dziewczynom. Może Leon?

Do: Leoś <3
6:17
Cześć skarbie, nie śpisz może przypadkiem? xx

Od: Leoś <3
6:18
Nie, wpadasz? <3

Do: Leoś <3
6:18
A mogę? :')

Od: Leoś <3
6:19
Zawsze ;**

Tak więc ubrana w szare spodnie i miętowy sweter oraz czarne converse idę do kuchni.
Postanawiam zrobić nam dobrej kawy. Czekając, aż ekspres sie nagrzeje spoglądam jeszcze raz na tekst piosenki. Camila śpiewała dosyć energicznie...
10 minut później opuszczam mój dom, zostawiając kartkę Fran i Cami, z dwoma kubkami termicznymi i pamiętnikiem pod pachą.
Pukam do drzwi Leona. Otwiera mi szatyn w samych spodniach dresowych.
Kurcze pieczone, ależ on ma mięśnie.
- Ktoś zamawiał pyszną kawę?- pytam, rzucając mu spojrzenie spod rzęs.
- Nie zamawiałem ale chętnie się nią zajmę tak samo jak ślicznotką, która ją przyniosła.- Czy on ze mną flirtuje??
Tak czy inaczej rumienie się jak jakiś burak.
- Cześć Leoś- mówię i podaje mu jedną kawę po czym wchodzę do jego domu.
- Ej, nie zapomniałaś o czymś?- wskazuje na swoje usta. Chichoczę.
- Leon, spójrz w dół.
- I?
- Mam buty na płaskim obcasie, żeby Cię pocałować musisz się do mnie schylić więc to od ciebie zależy.
- Albo ty musisz wejść na mój poziom.- mówi z cwaniackim usmiechem, odkłada kubek na komodę, podchodzi do mnie i kładzie ręce na moich biodrach. Podnosi mnie a ja automatycznie oplatam go nogami w pasie. Zarzucam ręce na jego szyję. Chichoczę.
- Dzień dobry księżniczko- mruczy w moje usta po czym je całuje. Z przyjemnością oddaje pocałunek.
- Rozumiem, że skoro przyniosłaś kawę to ja mam zafundować śniadanie?- mówi zalotnie.
- Zgadza się, kochanie- chichoczę.
Stawia mnie na ziemi i idzie do kuchni po drodze chwytając kawę. Bierze łyka.
- Oj kocham Cię- mówi.rozmarzony. Zrobiłam w końcu jego ulubioną kawę. Orzechowa.
Śmieję się głośno.
- Leoś, mogę skorzystać z pianina?
- Jasne.
Zaczynam stwarzać melodię podobną do  rytmu, w którym śpiewała Cami.
Po pół godzinie mam ją. Śpiewam piosenkę. Podoba mi się.
- Ładnie- komentuje Leon, stojący od dłuższej chwili w progu salonu.- Fajny tekst.
Siada koło mnie przy pianinie.
- Mogę coś zmienić?-kiwam głową. Gra na pianinie, śpiewając. Zmienia delikatnie melodię, gdzieniegdzie ją przyspieszając i wchodząc na niższe dźwięki.
- Brzmi lepiej...tak hardo- mówię. Całuję go w policzek.- Dziękuję.
Uśmiecha się szeroko. Odwzajemniam. Wstaje i podaje mi rękę. - Zapraszam na śniadanie- ochoczo chwytam jego dłoń i razem z nim idę do jadalni graniczącej z kuchnią.
Zauważam na stole dwa talerze pełne naleśników.
- Truskawki w czekoladzie!- piszcze- Kochany jesteś- mówię glaszczac go po policzku.
- Wszystko dla ciebie- całuje wnetrze mojej dłoni.
Zjadamy pyszny posiłek i odnosimy talerze do kuchni. Leon zmywa gdy ja upajam się pysznym sokiem z pomarańczy, siedząc na blacie.
- Wszystko co wychodzi spod twojej ręki jest cudowne- mrucze zadowolona.
- To ty jesteś cudowna- mruczy mój ukochany, stając pomiędzy moimi nogami i oplatajac mnie rękami w pasie.
Nasze wargi się prawie stykają gdy dzwoni mój telefon.
- Hablemos Una Vez- mruczy mi do ucha Leon gdy chwytam aparat. Odbieram po chwili.
- Vils, gdzie jesteś? Czekamy na ciebie!- słyszę Camile.
- Już już- mrucze.
- Co jest?- pyta Leon.
- Muszę wracać, obudziły się.
- Zobaczymy się w Studio?
- Jasne.
Zeskakuje z blatu i zmuszam szatyna by zniżył się do mojego poziomu po czym całuję jego malinowe wargi.
- Kocham Cię- mówię i wychodzę, po drodze zbierając nuty.




***


*LEON*
9:45 a ich nie ma. Tak myślałem. Pewnie się zasiedziały a później jak się zorientowały to trzeba było się ubrać...
W każdym razie miejsce obok mnie jest na razie puste, tak samo jak dwa za nami.
Patrzę na Angie. Lubię jej zajęcia. Z taką pasją opowiada to wszystko...
- Dzień dobry, przepraszamy za spóźnienie!- słyszę trzy głosy mówiące to samo. Chichoczę.
Violetta siada obok mnie i składa na moim poliku całusa swoim miękkimi ustami po czym pilnie notuje to co mówi nasza nauczycielka. Jednak nie słyszę chichotów z tyłu...Odwracam się i widzę Fran siedząca koło Brodwaya i Cami lampiącą się na Diego. O CHOLERA.

Zostało ostatnie 10 minut lekcji.
- Chcielibyście się czymś pochwalić, może o coś zapytać?- pyta Angeles.
- Tak!- wypala siedząca obok mnie kruszyna.- Cami napisała nową piosenkę!
Podaje nuty ze słowami nauczycielce po czym siada uśmiechnięta obok mnie. A tymczasem Camila gapi się na nią w niedowierzaniu.
- Camila, ładna...i ta melodia...
- Co?- pyta zaskoczona. Nie powiedziały jej czy jak??
- Może byś ją przedstawiła?
- Ummm...napisałam ją wczoraj w nocy...nie za bardzo ćwiczyłam jeszcze...może na następnych zajęciach?- wykręca się jak tylko może rudowłosa.
- Dobrze. A właśnie, Mickie, twoja piosenka, bardzo ładna. Mamy w planach zorganizować koncert, może byśmy ją dodali do scenariusza?- mówi Angie.
Chłopak wzrusza ramionami.
- A nie sądzisz, że dobrze brzmiałaby w duecie?- dalej ciągnie ten temat.
O nie nie. Nie zgadzam się.
- Nie wiem, nie próbowałem.- odpowiada cicho.
- To spróbujmy. Z kim chciałbyś zaśpiewać?
Jego wzrok koncetruje się na dziewczynie siedzącej obok mnie a mi krew zastyga w żyłach.

3.07.2015

ROZDZIAŁ 54

Cześć...miał być parę dni temu ale...pomijając remont, dostawanie się do liceum i sytuację ogólnie, za każdym razem gdy znalazłam czas i siadałam do komputera z myślą "No, dzisiaj dokończę i wstawię" z pełnym entuzjazmem, to widziałam w statystykach, że nic się nie zmieniło. Parędziesiąt wyświetleń OS i nic, jeden komentarz od S.Blanco (<3). Gdyby każdy z Was, kto to czyta, skomentował chociaż jednym słowem, byłabym w siódmym niebie a nawet wyżej. A tak, wchodzę na bloggera i to hamuje całą radość. Bo pomysły mam- i na 3 OSy i na drugi tom historii. Tak naprawdę to jestem wulkanem pomysłów ale gdy przychodzi publikować...te statystyki mnie jakoś blokują. Nie rozumiem Was ale cieszę się chociaż, że wyświetlacie. To chyba tyle, podsumuwując, przykro mi.
No ale trzeba iść dalej i proszę was by każdy kto przeczytał i mu się podobało, napisał chociaż "Quiero".
Dzięki xx
Cis:**



*VIOLETTA*
Budzę się wypoczęta w ramionach Leona. Zdumiewające, spaliśmy tylko...3 godziny. Poprawka spałam. Najpierw rozmowa, potem łaskotki a później jedzenie...nawet się nie zorientowaliśmy kiedy wybiła 4 nad ranem.
Mój śpioch wciąż jest w krainie Morfeusza. Patrzę na niego i miłość wypełnia moja duszę. Ten człowiek przyjechał wczoraj po mnie i spędził pół nocy na rozmowie. Uwielbiam go.
Delikatnie przyjeżdżam swoimi palcami po jego linii jego szczęki, szyji, ciepłym torsie. Uśmiecha się delikatnie. Pewnie śni mu się coś miłego. Nachylam się i całuję w ramię, które leży na mojej talii. Oplątał mnie jak jakiś bluszcz. Przynajmniej jest ciepło.
Nagle Leon rusza się i znajduję się pod nim. On wcale nie spał!!
- Panno Castillo, nie nudzi się Pani przypadkiem?- uśmiecha się łobuzersko. Patrzę się na niego szeroko otwartymi oczami, wciąż zdziwiona tym co się stało.
Chwytam jego twarz i wbijam się w jego usta.

- Teraz już nie- mruczę. Boże, ma takie miękkie usta. Po chwili Leon odrywa się i wstaje.
- Co za dużo to niezdrowo- szczerzy swoje ząbki w moim kierunku.
- Ej!- krzyczę, rzucając w niego poduszka.
- Tego chcesz? Bitwy na poduszki?- pyta unosząc brwi z szelmowskim uśmiechem. W odpowiedzi rzucam w niego kolejną poduszką.


10 minut później siedzę na Leonie, podczas gdy on rozmawia z Andreasem.
- Stary, ja wiem ale mieliśmy mały kłopot- mówi do słuchawki. Musi usprawiedliwić się za nieobecność na dzisiejszym joggingu.
- Mieliśmy?- słyszę Andreasa nadzwyczaj dobrze. Leon widząc moją minę, ścisza głośnik przez co słowa są już niewyraźne.
- Tak, mieliśmy.- uśmiecha się do mnie słodko a ja całuje go w policzek. Rozmawia dalej a ja bawię się jego włosami. Są w nieładzie i są cudowne. Nagle pewne urządzenie zwraca moją uwagę. Mianowicie zegarek, stojący na komodzie za nami. A ten wskazuje 8:00. Zrywam się i lecę na górę, po czym w połowie drogi dociera do mnie informacja, że przecież to dom Leona. Nie mam tu nic oprócz mojej piżamy. Biegnę z powrotem na dół i wpadam do salonu z prędkością światła. Leon patrzy się na mnie jak na idiotkę a ja pokazuje mu zegarek. Kończy rozmowę, i leci do garderoby. Minutę później jest ubrany w jeansy i koszulkę oraz sweter. Staje przed lustrem i z ubolewaniem patrzy na swoją grzywkę. Ciągnę go za rękę.
- Chodź, ułożysz ją u mnie.- idziemy do samochodu.


***


Stoję przed lustrem i maluje rzęsy. Fryzura jeszcze niegotowa, bo Leon zarekwirował lakier! POTRZEBUJĘ TEGO LAKIERU.
- Leon, daj mi ten lakier- błagam go po raz kolejny w ciągu ostatnich 10 minut.
- Skarbie, jeszcze nie skończyłem- mówi wciąż bawiąc się grzebienie. Patrze na niego w lustrze i posyłam mu groźne spojrzenie.
- LEON JA CHCE MÓJ LAKIER!- mówię głośno. Zamachuje się po kosmetyk jednak Leon wyciąga rękę w górę. No oczywiście, że nie dosięgam, nawet na koturnach.-Oddawaj go!- piszczę.
Zaczynamy się kłócić o aerozol. Chwilę później słyszymy śmiech. Widzimy mojego tatę, który dosłownie umiera ze śmiechu.
Wykorzystuje moment nieuwagi Leona i zabieram mu lakier. Moje loki są już tak blisko a jednak...szatyn wyrywa mi go z dłoni.
- Już wyglądasz cudownie - posyła mi uśmiech.
- LEON!- krzyczę.
- Tak skarbie?- szczerzy się do mnie. Staje przed nim.- Chcę. Mój. Lakier.
Patrzy się w moje oczy rozbawionym wzrokiem.
Nie poddawaj się Castillo, bądź twarda. Nie pokazuj jak bardzo Cię to bawi. Mierzymy się oboje wzrokiem gdy przerywa nam mój tata.
- Dzieci nie chce nic mówić ale jest 8:45 i za chwilę się spóźnicie.
- CO?- odwracamy się do niego. Patrzy na nas z rozbawieniem. Odwracamy się z powrotem do siebie gdy dociera do nas pewna informacja- LEKCJA Z GREGORIO!!
Patrzę w lustro. Loki nijakie. Pozostaje mi kok. Chwytam za wsuwki ale Leon bierze je ode mnie i ciągnie do drzwi.- Zrobisz to w aucie. Nie mamy czasu.
Stoimy przy aucie a Leon szuka kluczyków po kieszeniach.
- Violetta, gdzie ja dałem kluczyki?- pyta zaniepokojony. Patrze na niego wzrokiem "jak mogłeś je zgubić?!".Nagle słyszę jak mój tata chrząka i zaczyna się śmiać. Na jego wyciągniętym palcu wiszą kluczyki. Leon chwyta je.
- Dziękuje- mówi szybko i posyła mu zmieszany wzrok, co jeszcze bardziej rozśmiesza mojego tatę. Wsiadamy do auta.
- Od dzisiaj w twoim domu lądują moje zapasowe kluczyki a u mnie twoje ciuchy i dwa lakiery do włosów.
Wybucham śmiechem.

*LEON*
Violetta siedzi na miejscu pasażera i robi koka.. Dla mnie w każdej fryzurze jest piękna no ale...Patrzę w lusterko wsteczne i wydaje jęk gdy widzę swoją grzywkę. Violetta śmieje się cicho.
- Co Cię śmieszy?- mruczę z niezadowoleniem. Grzywka to moja wizytówka.
- Twoje zachowanie.- mówi wesołym głosem.
- Kto to mówi- mówię z przekąsem. Po czym posyłam jej uśmiech.
8:57. Staje na parkingu i jeszcze raz zerkam na swoją grzywkę. Poprawiam ją jak tylko mogę. Violetta chwyta moje dłonie po czym przyciąga moją twarz do siebie.
- Skarbie, w każdej fryzurze, w nie wiadomo jakim nieładzie wyglądasz cudownie więc się tak nie przejmuj- mruczy po czym całuje mnie- A teraz chodź.
Wbiegamy do Studia i kierujemy się do sali tanecznej. W ostatniej chwili ustawiamy się na swoich miejscach. Pomijając fakt, że jesteśmy nieprzebrani. Wchodzi Gregorio i uważnie mierzy nas wzrokiem.
- Violetta, Leon co z wami?
- Ee eee  zapomnieliśmy strojów- wypalamy równocześnie przez co reszta grupy się śmieje. Taki synchron.
- Wypad mi stąd, macie nieprzygotowanie, żebym więcej was dzisiaj na oczy nie widział- mówi nauczyciel a my siadamy w kącie.- Pamiętajcie ze musicie to zaliczyć. JUTRO.
Kurcze.


***


Dzisiaj kolejny raz prezentujemy nasze piosenki. Mamy z Violetta to za sobą wiec siedzimy spokojnie. Jednym uchem słuchamy występów. Violetta siedzi mi na kolanach wtulona we mnie. Gdzie podziały się te krzesła?
Mi to nie przeszkadza oczywiście, uwielbiam się do niej przytulać. Pogrążam się w myślach o skarbie siedzącym mi na kolanach gdy nagle słyszymy głos, o dziwo skierowany do nas.

Podnoszę wzrok na scenę. Czuję jak Violetta sztywnieje i jednocześnie również się prostuje. Odwraca się przodem w stronę sceny i patrzy na Mickie'go. Ten zaś wpatrując się w naszą dwójkę, a raczej w Viole śpiewa dla niej piosenkę.
Powinniśmy się tego spodziewać.
W pewnym momencie Viola odwraca się i patrzy się na mnie. Oczami pełnymi cierpienia i winy. Splatam nasze dłonie w ramach pocieszenia a ona powoli odwraca się w stronę sceny.
Cierpi i to bardzo. Jeszcze kilka godzin temu przekonywałem ja, że wszystko będzie dobrze a teraz on wyjeżdża z takim czymś...w sumie ma prawo ale nie z tą atmosfera, tym tonem. Śpiewa tak smutno. Czuję jak w sali gęstnieje atmosfera.
Violetta siedzi tyłem do mnie, cały czas prosto i w bezruchu aż do końca lekcji. Gdy wszyscy wychodzą momentalnie się we mnie wtula. Słysze jej szloch. Głaszcze ją po plecach. Nie zasługuje na to.
Kilka chwil później drzwi uchylają się. Widzę w nich głowy Fran i Cami. Podchodzą do nas i przytulają Violettę.
Violetta schodzi z moich kolan.
- Leon...możesz...- szepcze. Przerywam jej.
- Już. Jak coś to będę w tanecznej- odszeptuje. Całuje ją w czoło i wychodzę.

*VIOLETTA*
Fran i Cami wpatrują się we mnie jak w jakiś posag. Łzy wciąż ciekną po moich polikach.
- Viola- mruczy Cami i podaje mi chusteczki- kochana co się dzieje?
- Bo...- zaczynam i nie kończę.
- Nie jesteś szczęśliwa? - przerywa mi Fran.
- Francesca!- karci ja Camila.
- Przepraszam- zwiesz głowę Włoszka.
Biorę głęboki wdech.
- Bo...ja jestem najszczęśliwsza na świecie z Leonem ale...Mickie bardzo cierpi. Nie mogę sobie wybaczyć, że tak go skrzywdziłam.- łkam.
- Violetta, to nie twoja wina- zaczyna Fran ale jej przerywam.
- Nie. Słyszałam to już kilka razy.- mówię, kręcąc głową. Patrzą się na mnie pytająco.- Leon mówił mi to wczoraj, w nocy i dzisiaj. Ale to nic nie zmienia, chociaż rozumiem co macie na myśli. Po prostu nawet jeśli to nie jest moja wina to i tak Mickie cierpi.
- I wyraża to za każdym razem jak Cię widzi- mruczy z niezadowoleniem Cami. Karcę ją wzrokiem.- No co?! Czy on nie widzi jak cie rani?? Ktoś kiedyś powiedział, że jak się kogoś kocha to się cierpi by był szczęśliwy. Więc jeśli Mickie naprawdę Cię kocha, niech zrozumie, że jesteś szczęśliwa z Leoniastym i tyle. A nie ze ty cierpisz razem z nim zamiast być szczęśliwa.
Uśmiecham się sama do siebie, przypominając sobie chłopaka o szmaragdowych oczach, który tłumaczył mi to o 3 nad ranem.
- Leon- szepcze.
- Co??- patrzą zdziwione.
- Powiedział te słowa. Dzisiaj o 3 nad ranem. "Jeśli kogoś się naprawdę kocha to cierpi się by był szczęśliwy".
Uśmiechają się.
- Oj tak. Stosuje się do tej zasady- mówi Fran.
Patrzę na nie niezrozumiale.
- Widać to cierpienie w jego oczach gdy ty cierpisz. Taka synchronizacja, że normalnie...- wymachuje rekami w powietrzu co mnie rozśmiesza.- Tak więc Viola uśmiechnij się i nie pozwól swojemu chłopakowi cierpieć. Już. W tym momencie. A teraz leć do tanecznej pokazać jak bardzo go kochasz.
- Dziewczyny, uwielbiam Was!!- piszczę i rzucam się im na szyję, po czym obieram kierunek sala taneczna.

*LEON*
Właśnie stoję przed lustrem, wyobrażając sobie jaki układ mógłbym stworzyć gdy czuje ciepłe ciałko przytulające się do mnie z impetem. Obejmuje Violettę i mocno się do niej przytulam.
Po chwili spogląda w moje oczy i szeroko się uśmiecha.
- Co?- pytam z głupia frant gdy ona wciąż się we mnie wpatruje. Chichocze.
Jak ja uwielbiam ten dźwięk.
Uśmiecham się szeroko.
- Twoje oczy są takie piękne- mówi.
- Twoje tez niczego sobie- mówię i zaczynamy się śmiać.
- Jesteś najlepszy na całym świecie- mówi cicho, głaszcząc mnie po policzku- Kocham Cię.
- O nie. Ty jesteś lepsza. O niebo lepsza.- mowie przekonująco. Podnosi jedna brew do góry.
- Taaak?- mówi przeciągle.- To udowodnij.
Szczerzy swoje ząbki.
- Chcesz?- pytam.
- Chcę.
Przechylam ja do tyłu a ta piszczy. Patrze jej głęboko w oczy.
- Kocham Cię najbardziej na całym świecie a oto jak zamierzam ci to udowodnić- wbijam się w jej usta i całuje zachłannie.


- Awwwww- słyszymy Camile.
- Żadne awww, znowu się miziają- słyszę Brodwaya.
- Brodway!- słyszę Francesce.
Nasze usta są wciąż złączone. Nie całujemy się tylko z uwagą się im przysłuchujemy.
- No co? Ślinia się i ślinia. Fuuuujjj.- odpowiada jej Brodway.
- Że co?! Brodway, jesteś straszny! - piszczy Fran.
Otwieram jedno oko. I natychmiast je zamykam, słysząc Brodwaya.
- No zobacz jak długo potrafią się całować! I to ja jestem straszny!
- Tak jesteś! A oni po prostu się kochają, idioto! A ty jesteś po prostu zazdrosny!
- Ja zazdrosny? !- zaczynają się kłócić a Camila zaczyna ich rozdzielać. Odrywam się od Violetty i obejmując ją stajemy i patrzymy na kłócącą się dwójkę. Już nie zwracają na nas uwagi. Stoją naprzeciwko siebie, coraz bliżej. Po chwili patrzą sobie w oczy. I nastaje cisza.
Aha, coś jest na rzeczy.
Patrze na Violettę i widzę, że ona myśli to samo. Uśmiecham się do niej.
Francesca budzi się z transu i odsuwa.
- A weź- uderza Brodwaya w ramię. Zaczynamy się śmiać.
- No co?!- piszczą Fran z Brodwayem.
- Oj nie rozumiecie- śmieje się viola.
Pomiędzy ta dwójka jest coś na rzeczy. I to bardzo.

*CAMILA*
Byłam świadkiem dziwnej sytuacji. Fran i Brodway? Trzeba to obgadać.
- Viola?- wołam przyjaciółkę, patrząc się na nią znacząco.- Leon, ukradnę ci ją dosłownie na chwilkę.- Leon patrzy się na mnie z uniesiona brwią- No może dłuższą chwilkę.
Leon się śmieje. Po czym całuje Viole w nosek. Violetta muska jego usta, oczywiście na złość Brodwayowi.
- Ej no weźcie przestańcie!- krzyczy Brodway. A nie mówiłam?
- To nie całowanie, to był tylko przelotny całus- tłumaczy mu śmiejąc się Viola.
Łapię ja za rękę i prowadzę na ławkę.
- Widziałaś to?- mówimy to równocześnie i się śmiejemy.
- Miedzy nimi coś jest- mówię.
- Na pewno. Ale się na siebie patrzyli- chichocze Vils.
- Nooooo. I ta kłótnia była taka słooodka.
- Z tego coś będzie. Na pewno.
- No z ciebie i Leona też coś będzie jak będziecie się tak całować! Jak to zrobiliście?! Tak długo?!
Violetta się śmieje.
- Haha nie. Jak was usłyszeliśmy to przestaliśmy po prostu nasze usta były złączone. Nie chcieliśmy zmieniać pozycji bo byście przerwali. Cały czas was słyszeliśmy i mieliśmy niezły ubaw.
- Co! Jasne jasne- klepię ją w ramie. I zaczynamy się śmiać.
- Ja tam czekam na Fran i Brodwaya!
- No to jesteśmy we dwie.
- PATRZ JAK ŁAZISZ IDIOTO!- słyszymy Ludmiłe i biegniemy do Studia zobaczyć co się dzieje.
- A ty taka gwiazda niby?- słyszę Diego.
Matko, dwie gwiazdeczki się spotkały.
- No, większą od ciebie. Chociaż czekaj...ty nie jesteś gwiazdą w ogóle!- kontraatakuje rzekoma gwiazda tego Studia.
Stoimy za Ludmiła i przysłuchujemy się ich "rozmowie". Nagle Diego koncentruje swój wzrok na Violettcie.
Będą kłopoty.

*VIOLETTA*
- A ty gwiazdko? Dawno się nie widzieliśmy- mruczy przybliżając się do mnie. Owiewa mnie cudowny zapach i czuję ciepłą dłoń na swojej talii. I już jestem bezpieczna. Leon przyciąga mnie do siebie.
- Zapomniałem ci pogratulować- zwraca się Diego do Leona. Patrzymy się na niego niezrozumiale.- Wyrwałeś ją. Kurcze, gratki. Jesteś jednak dobry w te klocki. Do dzisiaj próbuje rozwiązać twoją tajemnicę.
Ręka mnie świerzbi. Leon też się spiął. Patrzy się z Diego nawzajem w oczy.Chce coś zrobić jednak go powstrzymuję. Słuchamy go dalej.
- A ty- zwraca się do mnie- musisz być niezła. Chociaż również i głupia. Przecież on jest nic nie wart.- śmieje się ironicznie brunet.
Nim się orientuje, policzkuję Diego.
- Ostra, lubię takie. Ty też?- zwraca się do Leona. Nieomal rzucam się na Diego.
- Jak śmiesz!!!- drę mu się w twarz.
Leon chwyta mnie w talii. Nadal się wyrywam ale jednocześnie nie mogę nic zrobić Diego.
- Skarbie- mówi lekceważąco- to spływa po mnie jak deszcz po rynnie. Bądź sobie z Leośkiem- zbliża się do mojego ucha. Leon chce go powstrzymać jednak nie pozwalam mu.-  ale kiedyś będziesz moja.
To zdanie mrozi mi krew w żyłach. Jednak zachowuje kamienną twarz i również mówię mu do ucha
- Nigdy nie będę twoja. Nie byłabym wystarczająca, nie jestem  na twoim poziomie- brunet uśmiecha się znacząco a ja głaszcze go po policzku patrząc mu w oczy.- Na twoim poziomie popieprzenia.

*VIOLETTA*
Diego mina rzednie.
A czego się kochaniutki spodziewałeś?
Odwracam się do Leona i chwytam go za rękę.
- Chodź skarbie, musimy ułożyć układ na jutro- ciągnę szatyna do sali tanecznej, po drodze puszczając Diego oczko.

Czekam na Leona. Gdzie on się podziewa?? Jest zły? Od konfrontacji z Diego nie odezwał się do mnie ani słowem.
Próbuje wybrać jakaś dobra piosenkę. Kurcze. Może puszczę cokolwiek i zobaczę czy coś wymyślę??
Wciskam play i wyłapuję rytm piosenki.
Zamykam oczy i zaczynam sobie wyobrażać układ.
Po chwili czuję ciepłe ręce na mojej talii, które przyciągają mnie do siebie i okręcają.
- Czy to będzie pasować mojej księżniczce do układu?- mruczy mi do ucha Leon.
- Powiem Ci książę, że masz całkiem niezłe wyczucie, nieźle się wpasowuje- chichoczę. Leon mocno mnie przytula.
- Dziękuję. I gratuluję.- mówi a ja otwieram oczy.
- Niby czego?
- Nie wiedziałem, że jesteś taka zadziorna- ma na myśli Diego.
- Już myślałam, że się pogniewałeś, bo tak długo Cię nie było- szepczę. Odsuwa mnie od siebie i patrzy głęboko w oczy.
- Oj skarbie, jak mógłbym się gniewać na taka słodziznę jaką jesteś ty?Na dodatek zadziorna słodziznę.- mówi seksownym głosem.
- Rany, jesteś cudowny.- głaszcze go po policzku.
- I chyba zasługuje na buziaka- wskazuje na swoje usta.
- Ty?
- Ja, we własnej osobie.- uśmiecha się cwaniacko.
- Mówisz?
- Mówię.
- No to masz przystojniaku- całuję go mocno.

Obserwatorzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.