22.06.2015

"Odzyskać dziewczynę, w której się zakochałem"


Tak więc moi drodzy...oto mój OS. Już drugi. Jest dla Was wszystkich. Przepraszam, że tak długo czekaliście. Ale wystawienie ocen i jeszcze byłam w Londynie...co tu dużo gadać, Enjoy! 
PS. rozdział w tym tygodniu xx




- Diego! Diego, zaczekaj!!!- drę się już od jakiś dwóch minut. Ale brunet nie ma zamiaru się zatrzymać.- Diego, do cholery!!
Chłopak gwałtownie zatrzymuje się i odwraca do mnie.
- Violetta przesadziłaś! Wiem czym jesteśmy ale ja też mam uczucia. Poszłaś za daleko! Pomyliłem się co do Ciebie.- idzie dalej, ale ja już go nie zatrzymuje.
Przecież...





***


Siedzę na ławce w parku. Czerwone płatki z drzew opadają wokół mnie.
Stwierdziłabym nawet że to romantyczne ale...haha błagam.
Jak mógł?! Przecież jesteśmy paczką, super gwiazdami naszego liceum. Tak robimy.
Słyszę dźwięk wiadomości.
Wylatujesz- To od Diego.
Kurwa.
Samotna łza spływa po moim policzku.
Castillo, przecież ty nie płaczesz. To dla mięczaków.
Ocieram ją szybko.
- Łzy nie są oznaką słabości, pokazują, że masz uczucia.- słyszę skądś znajomy mi głos. Odwracam głowę.
Co tu robi ten luzer?!
- Co ty tu robisz?- syczę- Gwiazdy nie zadają się z luzerami.
- Bo my jesteśmy normalni a wy lepsi bo nie okazujecie uczuć, prócz pogardy?- odpowiada patrząc mi w oczy.
O kurwa, trafił.
- Pogardy?- prycham.

- A jak chcesz inaczej to nazwać?- siada obok mnie. Owiewa mnie przyjemny zapach. Ciekawe co za perfumy używa.- Sądzicie, że jesteście super i w ogóle, a tak naprawdę grupą skrzywdzonych ludzi, która ukrywa emocje i gardzi innymi próbując tak sobie wynagrodzić wyrządzone krzywdy. Raniąc innych próbujecie sobie pomóc. Boże jak to brzmi. Nie zmierzacie się z problemem tylko chowacie za kamienną twarzą. Żałosne.
Kończy monolog i odchodzi.




***



- Że kogo spotkałaś?? Verdasa, tego luzera?!- pytam rozemocjonowana blondynka. Takie rzeczy przecież nam, gwiazdom, się nie zdarzają.
- Tak Lu- warcze.

- Mówił coś do ciebie??
- Mhm.
- Jak on w ogóle...no?- Co ona wyrazić się nie umie?
- Normalnie Lu. A najgorsze jest to, że to co powiedział jest prawdą.
Castillo co ty odwalasz?!
- Cooo?- pyta zdezorientowana.
- Jesteśmy żałośni.- wypluwam te słowa.
- Słucham?! Violetta, ty się słyszysz?!- syczy.
- Tak, jest w pełni świadoma swoich słów.- warczę na nią. Patrzy się na mnie niezrozumiale po czym klaszcze w dłonie.
- Ha! Już wiem. Przecież Verdas zawsze ci się podobał.
- Ludmi co ty chrzanisz?!- tym razem to ja syczę.
- Ja? Prawdę. Opuścisz może jeszcze paczkę dla niego?- jej głos ocieka jadem.
Śmieje się sucho. Nie wie.
- Co?- pyta chłodno.
- Lu, ja i tak do niej nie należę.



***




Wchodzę do szkoły i nie wiem co robić. Nie należę już do paczki. Czuję się zagubiona. Zawsze chodziłam z gwiazdami a teraz...Szlag by to.

Na lunchu siadam na uboczu. Grzebie w talerzu, nie wiedząc co robić.
Straciłam status.
Słyszę szorstki śmiech. Podnoszę głowę po czym widzę Diego uśmiechającego się do mnie ze specjalnego stolika. Odwzajemniłabym gdyby to był prawdziwy uśmiech a nie ironiczny.
Jestem sama.
Tyle mi pozostało z bycia gwiazdą.



***



Wracam parkiem. Jest późno, słońce powoli zachodzi. Nikogo nie ma, idę samotnie przed siebie.
Nagle słyszę aksamitny głos śpiewający całkiem niezłą piosenkę. Idę w jego stronę.
I widzę Verdasa. Siedzi i śpiewa, grając przy tym na gitarze.
Ummm, ma głos.
Staję niedaleko i przypatruje się mu.
Kończy śpiewać i spogląda na taflę wody. Coś sprawia, że podchodzę do niego i siadam obok.
Pozostajemy tak przez dobrych kilka minut.
Wreszcie się odzywa.
- Co tu robisz? Myślałem ze gwiazdy nie zadają się z luzerami.- kwituje ironicznie, nadal na mnie nie patrząc.
Odwracam głowę i patrze na jego profil.
Cholera, przystojny jest.
- Myślałam nad tym co mówiłeś. I chciałam tylko przyznać ci rację- mówię cicho. Odwraca zaskoczony głowę w moją stronę.- A tak poza tym, nie jestem już gwiazdą.
Czy to skrucha w twoim głosie Castillo?
Patrzy w moje oczy. Piękne szmaragdy. O matko.
Taksuje mnie wzrokiem a ja nie wiem dlaczego rumienię się. Spuszczam głowę.
Castillo, przecież ty się tak nie zachowujesz.
- Masz ładny głos- wypowiadam, zanim gryzę się w język. Czuję jak policzki mnie pieką.

Leon widzi to i podnosi mój podbródek i znów patrzy mi w oczy.
- Dziękuję- mówi a przez moje ciało przebiega prąd.
Castillo ogarnij się.
Odwracam się gwałtownie i znów patrzę na wodę. Słyszę jak wzdycha.
Co się z tobą dzieje?!
- Przez chwilę nawet było fajnie- mówi cicho i wpatruje się w wodę.Po chwili pyta- Lubisz się przytulać?
Moje brwi podjeżdżają do góry.
Że co?!
Zbił mnie z pantałyku tym pytaniem.
- Czemu pytasz?

- Po prostu się zastanawiam jak to jest być człowiekiem, który nie okazuje uczuć, być tak zamkniętym. Przecież każdy potrzebuje miłości, w każdej formie.

Marszczę czoło.
W sumie w gronie gwiazd niczego takiego nie było.
- Zatkało Cię?- pyta rozbawionym głosem- Przecież gwiazdy zawsze wiedzą co robić i nie tracą pewności siebie.
- Nie zastanawiałam się nad tym. Poza tym powtarzam że już nie jestem gwiazdą.- mówię cierpko.
- To czym?
- Nie wiem.- szepczę, bo naprawdę nie znam odpowiedzi.



***



Minął tydzień od mojej rozmowy z Verdasem. I w sumie niczego nowego się nie dowiedziałam. Ja po prostu egzystuje.
Jestem niesamowicie samotna. Wszędzie. W szkole; w domu czy parku. Nie mam z kim nawet pogadać.
Myślałam nad tym co mówił. Ma rację, całkowitą.
Każdy potrzebuje uczuć.
Tylko że do tego tanga, trzeba dwojga.
Stoję nad brzegiem morza, wieje porywisty wiatr.
Dygoczę na myśl, że tak już zostanie. Będę samotna do końca życia. Może kota sobie sprawie?
Zbierają się we mnie emocje.
Ja nie chcę tak żyć.
Łza spływa po moim policzku.
Nagle czuję, że ktoś kładzie coś na moich ramionach. Czuję ten zapach i juz wiem kto to.
Leon.
Staje obok mnie i również wpatruje się w wodę.
- Nie musisz- mowie słabo, próbując okiełznać moje uczucia.
Zawsze nad nimi panowałaś Castillo.
- Ale chcę- rzuca ciepłym głosem. Odwraca się do mnie.
- Chodź- mówi i rozkłada ramiona.
Patrzę na niego niechętnie, rozumiejąc jego zamiary i kręcę głową.
- Wiem, że chcesz. Nie musisz udawać Violetta.- mówi delikatnie.
Chrzanić to wszystko.
Wtulam się w niego jak w pluszowego misia. Bije od niego ciepło i bezpieczeństwo. Oplata mnie swoimi ramionami i mocno tuli.
Emocje puszczają a ja zaczynam płakać jak małe dziecko.
Delikatnie głaszcze mnie po plecach, nic nie mówiąc ani nie przerywając mi.
Wie, że tego potrzebuję.



***



- Jestem zła na siebie. Przez to całe gwiazdorzenie zepsułam sobie oceny. Gdybym się postarała...miałabym przyjaciół i satysfakcję. A teraz jestem samotna, z zawalona szkołą i brakiem przyszłości.- gadam mu już tak od godziny a on mnie cierpliwie słucha. Siedzimy na kanapie u niego w domu i pijemy herbatę.
- Beznadzieja- milknę i spuszczam głowę, czując jak do moich oczu napływają łzy. Czuję jego dłoń na mojej. Po moim ciele rozbiega się przyjemne ciepło.
- Ej Viola- wreszcie się odzywa. Podnoszę głowę i wpatruje się w jego szmaragdowe oczy.- Nie jesteś sama. Masz mnie. Poza tym do matury jeszcze parę miesięcy, dasz radę.
Uśmiecham się słabo. Odwzajemnia.
Siedzę w domu u człowieka, którego jeszcze tydzień temu "nienawidziłam" i nazywałam luzerem. Pomaga mi. I to bardzo. Ale dlaczego?
- Dlaczego mi pomagasz?- wypalam. Wzdycha.
- Bo chcę odzyskać dziewczynę w której się zakochałem.



***



Wchodzę do budynku szkoły i szukam wzrokiem Leona. Nagle ktoś łapie mnie za rękę i ciągnie, po czym przytula mnie na powitanie. Całuję go w policzek. Uśmiechamy się do siebie. Ostatnio stało się to dla nas normalne. A to mi się podoba.

- Chcesz coś do picia?- mruczy.
- Cokolwiek co mi przyniesiesz- chichoczę. Minęły niecały tydzień a on już mnie całkowicie zmienił. Cudowny.
Ktoś przyciąga mnie do siebie w talii.
- Ty, ja, nasze miejsce, o 18.- szepcze mi do ucha. Stoję jak zaklęta. Zapomniałam już o tym władczym tonie, który sama jeszcze do niedawna stosowałam.
Dopiero Leon wracający z napojami odczarowuje mnie swoim dotykiem.
- Viola?- pyta troskliwie dotykając mojego policzka. Odnajduję wzrokiem jego zatroskane szmaragdowe oczy i uśmiecham się słabo.- Co się stało?
- Nieważne- rzucam odsuwając się od niego. Wzdycha.
- Diego i jego gwiazdy- mówi i przyciąga mnie do siebie, chociaż się opieram. Ale on wie co robić.
- Violetta, nie zamykaj się w swoim kokonie.- szepcze w moje włosy.
Chcę odzyskać dziewczynę, w której się zakochałem.



***




Siedzę na trawie w objęciach Leona. Czekamy na Diego a ja staram się nie rozkleić. Muszę być silna.
- Co on tu robi?- pyta jadowicie Diego. Prostuje się i wstaję. Jak gwiazda.
- Jest ze mną- syczę. Czuję rękę Leona na swojej talii.
- Bądź silną dziewczyną ale moją silną dziewczyną- szepcze mi do ucha. I rozumiem.
- Jako mój przyjaciel ma prawo tu być- mówię godnie. Ręka Leona przesuwa się uspokajająco po moich plecach.
- Przyjaciel?- mówi ironicznie gwiazdor stojący przede mną.
- Tak, lepszy od ciebie- mówię tym samym tonem. Ręka Leona się zatrzymuje. To znak. Panuj nad sobą Castillo.
Mam ochotę nakrzyczeć mu w twarz. Wydrapać oczy. To on mnie wciągnął w to gówno. Odpowiada za to.
Diego śmieje się gardłowo.

- Dałem ci wszystko co najlepsze- mówi.
Teraz to ja się śmieje.
- Taakk? A nie zapomniałeś o czymś?
Patrzy się na mnie nie rozumiejąc o czym mówię. Ręka Leona wraca do poprzedniej czynności. Dobrze rozegrane Castillo.
- A uczucia?- pytam się Diego.
Brunet odwraca wzrok. Kontynuuję.
- Sam przed tym jak wyrzuciłeś mnie z paczki, mówiłeś, że tez masz uczucia, że się pomyliłeś co do mnie. No i gdzie te twoje uczucia? Ty pomyliłeś się do mnie? A nie przypadkiem nie na odwrót?- łzy ciekną po moich policzkach- Jak się poznaliśmy powiedziałeś ze jak wejdę do paczki będę super i wszystko będzie zajebiste! I co?! Zostałam sama, z beznadziejnymi ocenami i bez przyszłości. Przez bycie "super gwiazda" spieprzyłam sobie życie! Odrzuciłam uczucia i wyglądało na to, że dalsze życie sensu nie ma. Ale pojawił się ktoś kto mnie uratował i wobec kogo żywię prawdziwe uczucia- łapię Leona za rękę i uśmiecham się do niego- Tego Ci życzę Diego.
Mijam Diego by odejść z Leonem kiedy Diego przyciąga mnie do siebie i przytula. Oddaję uścisk chociaż jestem zaskoczona jego nagłym wyrazem uczuć.
- Dziękuję- szepcze. Odsuwa się ode mnie. Widzę ból, którego nigdy wcześniej nie widziałam w jego brązowych oczach. O Boże. Ile to musi go kosztować. Tyle samo ile ciebie.
- Diego- szepcze, kładąc rękę na jego ramieniu. Podnosi na mnie swój wzrok.- Gwiazdy są grupą bez pożytku. Założyłeś ją bo zostałeś skrzywdzony. Ukryliśmy się wszyscy za kamienną maską i okazywaliśmy tylko pogardę. Nie pomogło ci to. Tyle czasu...
- Przepraszam- szepcze i łza cieknie po jego poliku. Głaszcze go po ramieniu.- Przepraszam że Cię w to wyciągnąłem, że schrzaniłem Ci życie. Ale...ale..myślałem...
Mówi to z takim bólem...żal rozdziera mi serce. Prowadzę go na trawnik, siadamy obok siebie, jak przyjaciele. Leon siada koło mnie, splatając nasze dłonie.
- Co myślałeś Diego?- zachęcam bruneta do mówienia.
- Że...to wszystko się zmieni.- łka. Prostuję nogi a on kładzie głowę na moich udach. Głaszcze go po włosach jak małe dziecko. Zaczyna swoją opowieść.- Zawsze byłem sam. Tak było od początku mojego istnienia. Więc postanowiłem, że będę najlepszy. Zostałem "gwiazdą". Ale później poznałem innych, założyliśmy paczkę. Byli tacy sami jak ja- kamienna twarz, zero uczuć, jesteśmy najlepsi, tylko pogarda, elita. Potem spotkałem ciebie. I poczułem, że mogę mieć w tobie oparcie, że mogłabyś być moją przyjaciółką. Częściowo odżyły moje uczucia. Ale wprowadziłem Cię do paczki. I tu był mój błąd. Wkręciłaś się a ja do reszty schowałem swoje uczucia. A teraz...gdy żartowałaś z babć i dziadków...wróciły wspomnienia a co za tym uczucia. Bałem się tego. Bałem się braku kontroli...bałem się uczuć. Więc Cię wyrzuciłem. A ty odzyskałaś swoją duszę. Gwiazdy się rozpadły bo ja się rozpadłem. Gdy odeszłaś i zobaczyliśmy Cię odmienioną...znowu pojawiła się nadzieja, że coś się zmieni. To co dzisiaj powiedziałaś to prawda. Zostałem skrzywdzony w dzieciństwie. Chciałem to sobie wynagrodzić, może żywiłem nadzieję, że to mi pomoże. Ale to nie ma sensu, teraz to widzę. Nie zmieniło to niczego tylko skrzywdziliśmy innych. I schrzaniliśmy sobie życie. Ale to moja wina bo ja to wszystko zacząłem.
- Diego, nie obwiniaj się.
- Ale to wszystko przeze mnie- szlocha.
- Próbowałeś sobie pomóc.- bronię go.
- Ale teraz wszyscy mnie nienawidzą i znowu jestem sam.- stwierdza cicho.
- Nie jesteś sam- to zdanie wyskakuje mi z ust. Patrzę na Leona. Kiwa głową.- Masz nas. Pomożemy Ci. Przeprosisz wszystkich, wytłumaczysz. Jesteśmy wszyscy w tej samej sytuacji, pomożemy sobie nawzajem. I odzyskamy uczucia.- mówię pewna siebie. Diego siada i patrzy się na Leona.
- Odzyskałeś Violettę- mówi mu.
- A ona odzyskała ciebie- odpowiada mu Leon.
Przybijają żółwika.
- To co, idziemy? Jutro spotkamy się z reszta paczki i wszystko sobie wyjaśnimy.- stwierdzam rzeczowo, widząc, że wszystko zaczyna iść w dobrym kierunku.
- Jesteś cudowna- mówi Diego.
- Zasługuje na buziaka- mówię i pierwszy raz od długiego czasu prawdziwie się śmieję. To takie...oczyszczające. Diego daje mi całusa w policzek. Jednocześnie czuję buziaka z drugiej strony mojej twarzy. Leon. Zazdrośnik.Chichoczę po czym biorę obu za rękę i idziemy przed siebie.



***



Myślę nad tym wszystkim. Dużo się zdarzyło.
Nie jestem już gwiazdą. Paczka się nie rozpadła, stworzymy zgraną grupę przyjaciół. Diego wytłumaczył wszystkim wszystko. I szczerze przeprosił.

Wiecie, od początku nie miałem matki ani ojca. Wychowywali mnie dziadkowie. Ale zmarli wcześnie, właściwie na moich oczach.To zapoczątkowało moją samotność i późniejszy brak uczuć.

Pamiętam miny byłych gwiazd, zagubionych, nie wiedzących co robić.
Viola co ja mam robić?! Do jakiego stolika iść, co z lekcjami...jak...
Spokojnie Lu.

Pomogliśmy im. Leon uratował mnie, potem ja Diego a teraz resztę paczki. Tworzymy zgraną grupę, poznajemy wszystkie uczucia i emocje i walczymy o przyszłość.

Violetta!! Co to za uczucie, mam motylki w brzuchu, i nie mogę się napatrzyć na Diego...ma taki piękny uśmiech...i..i...Zresztą on patrzy na mnie tak samo i..i..to jest cudowne!
Lu...to jest miłość.

A właśnie. Znalazłam swoją drugą połówkę. Cudowną drugą połówkę.

- Viola? Bo wczoraj jak rozmawialiśmy z Diego powiedziałaś że...pojawił się ktoś kto Cię uratował i wobec kogo żywisz prawdziwe uczucie.- mówi nieśmiało przystojniak o szmaragdowych oczach.
- No tak, co w tym dziwnego, że Cię kocham?- mówię pewnie. Jestem pewna tego uczucia.
- Co??
- Odzyskałeś dziewczynę w której się zakochałeś.- złączam nasze usta w pocałunku.

4.06.2015

Halo, jest tu kto?

Dlaczego nie komencicie?
A ja mam pomysł na OS....pisać czy nie? Warto w ogóle?

1.06.2015

ROZDZIAŁ 53

Przepraszam, że tak późno ale jest długi! Kocham Was xx



*LEON*
Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi

Radość mnie przepełnia.
Po kilku chwilach odrywamy się od siebie. Stykamy się czołami.
- Tak strasznie Cię kocham- mówię cicho.
- Ja ciebie też- odpowiada mi uśmiechnięta co jeszcze bardziej mnie ucieszyło.
Po chwili odsuwam się od niej i uśmiecham się szeroko. Klękam na jedno kolano.
- Panno Castillo, czy zgodzisz się zostać moja dziewczyną?- pytam szarmancko.
Violetta uśmiecha się szeroko, i klaszcze w dłonie. 
- Leon, oczywiście, że tak!!!- mówi szczęśliwa. Wstaje a ona rzuca mi się na szyję. Łapię ją w talii i okręcam dookoła. Świat staje w miejscu. Jesteśmy tylko ja i ona. Razem.


W TYM SAMYM CZASIE



*FRANCESCA*

Siedzimy właśnie na lekcji śpiewu. Brakuje Leona i Violetty. Powinni wrócić ale może to się skomplikowało...nie wiadomo co tam robią. Chciałabym zobaczyć ich razem. Pasują do siebie. 
Leonetta. Idealnie.
- Fran?- wyrywa mnie z rozmyślań Camila. Podnoszę na nią pytający  wzrok. Uśmiecha się i wskazuje na mój zeszyt. Zauważam, że zaczęłam pisać Leonetta na marginesie. Uśmiecham się usprawiedliwiająco. Cami odwzajemnia mój uśmiech i już wiem, że myśli o tym samym.
Słyszę dzwonek co oznacza koniec zajęć. 
- Camila. Ja muszę wiedzieć, rozumiesz? - uśmiecham się porozumiewawczo do mojej przyjaciółki.
- Już myślałam, że nie zapytasz- odpowiada mi po czym ruszamy do wyjścia. W parku spotykamy resztę paczki. Dokładnie z takim samym zamiarem...

Kierujemy się nad jezioro. Na miejscu widzimy piękna scenę. 
- Leonetta- wzdychamy wszyscy jak na komendę. Leon z Violettą odwracają się w nasza stronę zdziwieni. I wszyscy zaczynają się śmiać.
Po kilku minutach przestajemy ze łzami w oczach, a ja rzucam się na Violettę i Leona i mocno ich przytulam. Tak samo robi reszta. 
- Ale słoodkooo- mówi Leon i wszyscy znowu zaczynają się śmiać.
- Ej chodźmy gdzieś razem co?- proponuje Maxi.
- Okej- zgadzamy się razem. Idziemy wszyscy parkiem w jednej linii. Nagle widzimy Mickie'go. Czuje jak Violetta idąca obok mnie sztywnieje i jak Leon mocniej ja do siebie przyciąga. Mickie mierzy ich lodowatym wzrokiem; w jego oczach widać cierpienie. Chłopak nas mija a Leonetta się zatrzymuje. Po chwili stoimy wszyscy.


*VIOLETTA*
Leon mnie zatrzymuje. Odwracam się do niego a ten patrzy mi głęboko w oczy.
- Rozmawiałaś z nim?- pyta cicho.
- Tak. Nie. Znaczy się...to nie była rozmowa.- głos mi się łamie. Spuszczam głowę. Prawda jest taka, że nasza rozmowa z Mickie'm była zwykłym monologiem pełnym krzyku i złości.
Leon chwyta mój podbródek i sprawia, że znów ogląda moją twarz i bada ją wzrokiem. Po chwili widzę w jego oczach zrozumienie. Przyciąga mnie do siebie i mocno tuli.
- Leon ja...
- Ciii. Porozmawiamy później. A ty leć za nim. Musicie NORMALNIE porozmawiać.- całuje mnie w czoło i szepcze jeszcze "kocham Cię" po czym się odsuwa. A ja odwracam się i idę za Mickie'm.



***


Staram się dogonić Mickie'go. Ależ on szybko chodzi.
Im bliżej jestem tym bardziej on przyspiesza.

-Mickie!- wołam za nim. Nie reaguje.- Mickie!!
Zero reakcji. Wreszcie zagradzam mu drogę i nie pozwalam wyminąć. 
- Mickie, porozmawiaj ze mną.- proszę błagalnie. Zwraca swój wzrok na mnie. W jego oczach widzę malująca się złość.
- Nie mamy o czym- warczy. 
- Mickie...
- Nie nazywaj mnie tak. To już minęło.- przerywa mi.
- Michael...- nie poddaje się- To nie tak...
- A jak?! 
- Słuchaj...
- Nie! Violetta zraniłaś mnie. Bardzo. I ja nie jestem w stanie ci tego wybaczyć. Kiedyś może...a teraz się odsuń.- mówi chłodno i znów próbuje odejść.
- Nie.- ponownie zagradzam mu drogę. Musisz mnie wysłuchać. Ja nie chciałam okej? Jesteś cudowny, przystojny i może trochę zbyt zazdrosny ale...nie miałam na celu Cię skrzywdzić. Sama do niedawna nie wiedziałam, że tak naprawdę kocham Leona. Nie zrobiłam tego umyślnie. Ale serce nie sługa. Przepraszam Mickie. Z Leonem mamy pełną świadomość ze zraniliśmy Was z  Lara ale...tak czy tak ktoś by cierpiał. Naprawdę przepraszam. Liczę, że znajdziesz dziewczynę, która pokocha cię całego i doceni to kim jesteś. Wpadnij kiedyś do mnie...jak sobie wszystko ułożysz. Przepraszam jeszcze raz i miłego dnia. Cześć.
Wymijam go i wracam w stronę naszej paczki. Siedzą na ławce niedaleko i o czymś wesoło rozmawiają. Gdy staje przy nich zamierają. 
- Eeee wyglądam aż tak źle?- mówię a oni się śmieją.- Uważam to za nie, a teraz chodźmy.
Ruszamy przed siebie. Leon łapie moja dłoń a ja wiem ze z nim mogę wszystko.





***

Słyszę dźwięki En mi Mundo. Widzę Leona odbierającego telefon. Po chwili mina mu rzednie.
- Leon co się stało?- pytamy wszyscy.
- Musze iść. Rodzice mnie wzywają nie wiem po jaka cholerę. 
Smutniejemy wszyscy.
- Viola, chodź. Odprowadzę Cię do domu. Nie będziecie źli co nie?- pyta się naszych przyjaciół i widząc ich miny- Po prostu dwaj mężczyźni będą spokojniejsi.
Wiem, że ma na myśli siebie i mojego tatę. Wstaję i chwytam jego rękę. Nasi przyjaciele uśmiechają się i żegnają się z nami.
Wychodzimy z pizzerii i idziemy w stronę mojego domu. Powraca do mnie obraz cierpiącego Mickie'go. Leon odrazu wyczuwa moja zmianę nastroju.
- Violetta? Co się dzieje?- pyta z troską w głosie.
- Nic. Mickie siedzi w mojej głowie.- odwracam głowę w jego stronę i widzę na jego  twarzy konsternację- Spokojnie, nie w tym sensie. Po prostu powiedział, że bardzo go zraniłam i nie jest w stanie mi wybaczyć. Ostro mnie potraktował, ja mu wszystko wyjaśniłam i liczę, że jak to przemyśli to wpadnie do mnie i porozmawiamy na spokojnie.
Leon ściska mocniej moja dłoń. Jak on dobrze mnie rozumie. 
- To nie twoja wina. Wybaczy ci, po prostu potrzebuje czasu.
Stajemy przed moimi drzwiami. Leon przyciąga mnie do siebie i mocno przytula. Stykamy się czołami.
- Kocham Cię- szepcze.- Pamiętaj ze zawsze możesz na mnie liczyć.
- Ja ciebie też kocham. I wzajemnie- szepczę. Leon muska moje wargi po czym oddala się. A ja wchodzę do domu, zamykam drzwi i opieram się plecami o nie, walcząc ze łzami.
Powinnam być szczęśliwa, może mi wybaczy ale to ja sama sobie nie potrafię wybaczyć tego, że skrzywdziłam drugiego człowieka tak bardzo.


***


Jest pierwsza w nocy a ja nie śpię. 
Cały czas myślę o krzywdzie jaką wyrządziłam Mickie'mu.
Upływają minuty i godziny a ja sobie wmawiam, że za chwilę mi przejdzie i dam sobie radę.
Ale nie działa.
A tak naprawdę to boję się przyznać, że go potrzebuję, Nigdy bym nie pomyślała, że nie dam sobie rady bez jednego faceta. Ale jakiego faceta.
Biję się  z myślami. Dzwonić czy nie?
Kolejna łza spływa po moim policzku.
Szlag.
Chwytam za telefon i wciskam 1. Szybkie wybieranie zawsze w cenie.
- Violetta?- słyszę jego zaspany lecz zaniepokojony głos.
- Leon, potrzebuję Cię- łkam i się rozłączam.


***


Jakieś 15 minut później z odrętwienia wyrywa mnie stukanie w szybę. Podskakuję na widok osobnika w oknie.
Jednak chwilę później uświadamiam sobie, że przecież to mój Leon. Otwieram mu drzwi.
Jest w kapciach i pidżamie, z rozwaloną grzywką.
Natychmiast przyciąga mnie do siebie a ja zaczynam głośno szlochać.
A tak naprawdę to chce mi się wyć. Zawsze jakieś problemy.
Leon wynosi mnie do auta i zawozi do siebie. Siada na kanapie, wciąga mnie na swoje kolana, po czym obejmując mnie swoimi silnymi ramionami mocno przytula.
- Teraz możesz wyć do księżyca- szepcze cicho, co wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Skąd wiedział?
Podnoszę głowę i patrzę na niego.
- Czym ja sobie na ciebie zasłużyłam?- mówię cicho głaszcząc go po policzku.
- Pytanie czym ja sobie na ciebie zasłużyłem- odpowiada mi, całując mnie w czoło. Wtulam się w niego i zaciągam tym cudownym zapachem.
Po chwili milczenia mój chłopak odzywa się.
- Więc co ten Mickie takiego nabroił, że nie możesz spać po nocach?
Prostuję się.
- Leon, to czy mi wybaczy to jedno ale to czy ja wybaczę sama sobie....- zaczynam i nie kończę.
- Violu- mówi patrząc mi w oczy.- to nie twoja wina. Tak czy tak ktoś by cierpiał a ty chciałaś jak najlepiej księżniczko.
- Ale on nie nie zasługuje na cierpienie. Zresztą ty też nie.
Co ja powiedziałam?!
- Nikt nie zasługuje na cierpienie. On....chwila co powiedziałaś?- dociera do niego to co powiedziałam. Wstaję z jego kolan i podchodzę do okna, po czym wyglądam na zewnątrz.
- Zawsze ktoś cierpi. A ty dużo przeze mnie wycierpiałeś...zawsze robię coś przez co inni cierpią.- mówię łamiącym się głosem.
- Violu...- słyszę jego szept przy swoim uchu. Po moim kręgosłupie przebiega dreszcz.- Może i cierpią ale masz dobre intencje. Wtedy gdy się odizolowałaś, owszem byłem smutny, ale wiedziałem, że masz podstawy. Sama cierpiałaś bym był szczęśliwy. Bo jak się kogoś kocha to się cierpi by był szczęśliwy. A ty już wtedy mnie kochałaś. Zresztą ja ciebie też. Miałaś dobre intencje i wybierałaś mniejsze zło skarbie. To nie twoja wina. Może i cierpiałem, ale teraz cierpię bardziej widząc ciebie zamartwiającą się. Więc bardzo Cię proszę nie myśl tak o tym, bo jesteś cudowną dziewczyną z ogromnym sercem. Bardzo wrażliwą cudowną dziewczyną, którą zawsze będę kochać.
Odwracam się do niego i patrzę w jego cudne szmaragdy. 
- Nie masz do mnie żalu?- pytam niepewnie.
- Skarbie, nie potrafiłbym.- mówi i lekko się uśmiecha a w jego oczach pojawia się błysk. Chwyta mnie za rękę i zamyka ją w uścisku.- Jesteś najlepsza na całym świecie.
Uśmiecham się szeroko do niego a moje serce przepełnia szczęście. 
- Kocham Cię- mówimy jednocześnie a ja rzucam mu się na szyję.

Obserwatorzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.